przecież zakończenie tego wszystkiego to jakaś porażka totalna. nóż się w kieszeni otwiera. jak można połączyć razem Teda i Robin?! przecież ta kobieta jego żona była idealna. Ted nigdy nie pasował do Robin. Natomiast Barney jak najbardziej. Spaprałam oglądając ten serial 5 lat. i mówie to szczerze. Bo przez te wszystkie sezony było super. ale końcówke zjeb*li.
Po całości :D Zrobić dramat z komedii. Nie tego widz oczekiwał taki przyjemny serial to powinien mieć również spoko zakończenie choćby podobne do tego z Friends. Ja się tak zawiodłem że spać tej nocy było mi ciężko ;)
Poza tym jak dla mnie to za mało tej matki było i co gorsza za szybko się to działo. Na koniec praktycznie w jednym odcinku no sorry tyle lat to się ciągnęło a tu jedynie parę minut z jakże sympatyczną postacią. Ktoś przegrał zakład czy chciał zrobić widzom na złość tego nie wiem :D
Mi się nóż otworzył we wszystkich kieszeniach. Jak można było zrobić coś tak totalnie dennego?
Słów brakuje. Robin świetnie pasowała do Barney'a, uwielbiałam ich razem, jako parę! Z Tedem to jakieś nieporozumienie!!
Biedna Matka, w grobie się przewraca. A te dzieci też, ciekawe, czy takim przychylnym okiem by na to patrzyły :P
Mam podobne odczucia. Ostatnie odcinki (nie tylko ten 23/24, ale co najmniej jeszcze dwa wcześniejsze) to jakby zupełnie inny serial - dramat, albo raczej melodramat. Typowy amerykański, emocjonalnie kiczowaty, sentymentalny melodramat. Wyciskacz łez i to dość tani.
[SPOILER] Robin nie może podjąć decyzji, waha się - to już było słabe. A potem rozwód i egoistyczne wyizolowanie Robin, która jak zwykle nie potrafi pogodzić się z tym, że nie może mieć wszystkiego ( cierpiętnicze spojrzenia w stronę Teda rozbrajają mnie całkowicie, ile można?)- znowu łzawy klimat. Ted i Matka (postać właściwie olana przez scenarzystów), która choruje i umiera, po to, żeby na końcu Ted i Robin byli razem. Wszystko tak kosmicznie melodramatyczne i tanie... A gdzie humor w tych odcinkach, gdzie dowcip??? Serial nigdy nie był tak poważny jak w tej końcówce. Wcześniej, nawet kiedy pojawiały się smutne wątki w stylu śmierci ojca Marshalla, wplatano w to fajne, zabawne momenty, żeby całość odciążyć, teraz całkowicie przygnieciono widza romantyczno-bolesno-sentymentalną fabułą.
W ogóle na koniec serial stracił sens, tytuł powinien brzmieć "Jak kochałem waszą ciotkę, a w międzyczasie poznałem wasza matkę".
znaczy na pewno od początku wiedzieli że to tak zakończą ale mieli tyle lat żeby to dopracować. a co do tytułu to już w ogóle śmiechu warte. pewnie chcieli zaskoczyć widzów ale im nie wyszło.
niestety, już około czwartego sezonu serial zaczął dryfować bardziej w kierunku telenoweli, a śmiesznych momentów było z odcinka na odcinek coraz mniej (starali się jeszcze tworzyć złudzenia poprzez salwy z automatu, które pojawiały się właściwie przy każdej durnej kwestii). Końcówka nie zaskoczyła, bo za bardzo zrobiła się z tego opera mydlana. Od pewnego czasu już wiedziałem, że Robin się zejdzie z Tedem, choć mimo wszystko sądziłem, że scenarzyści zdołają wykrzesać z siebie resztki możliwości i jednak nie nastąpi to w aż tak oczywistych i typowych okolicznościach.
Właśnie wczoraj skończyłem serial, który przez wszystkie sezony świetnie mnie bawił, ale takiej końcówki to się nie spodziewałem. Wiem, że Ted leciał na Robin, ale już parę sezonów wcześniej pogodziłem się z tym, że o niej zapomniał. Robin i Barney do siebie pasowali i poczułem się trochę oszukany oglądając tyle odcinków i czekając na matkę, które w ostatnim odcinku umiera, a Ted wraca do Robin. Motyw zakończenia "legendarnego" życia Barneya przez przypadkową wpadkę z obcą kobietą, także nie pasuje tutaj w żaden sposób. A więc serial super, ale koniec im się w ogóle nie udał i raczej żaden z widzów czegoś takiego nie oczekiwał.
Jeśli mam być szczera, to rozstanie Barneya i Robin było smutne, ale niestety prawdziwe. Ich związek nie zapowiadał szczęścia. Scenarzyści pokazywali to w ostatnich odcinkach. Ojciec Robin jako prawie, że sobowtór Barneya. Ciągłe kłamstwa Barneya, których według mnie nie zaprzestał bo okłamał ją na koniec odcinka gdzie obiecał jej szczerość (chodzi o tego goryla). W dodatku Barney chciał mieć dziecko, bał się tego, ale chciał,a Robin nie dałaby mu go. To jest typ szybkiej miłości, pięknej i prawdziwej, ale krótkiej. Zakończenie historii Barneya w ten sposób wydaje mi się jedynym właściwym. Jednym z powodów jest to, że z jakiegoś powodu on nie miał (użyje tu pewnie złego słowa, ale nie mam innego) szacunku do dorosłych kobiet. Pokazano to wielokrotnie. Robin była jedyną wolną kobietą, z którą miał kilkuletni kontakt (nie liczę jego matki oczywiście). Miłość do dziecka ,,kobiety,, to pokazanie jego powrotu. W pewnym sensie odzyskał ten wspomniany wcześniej szacunek.
Lubiłam jego związek z Robin, ale zakończenie wydaje mi się dobre, choć nie do serialu komediowego, ale za 9 dobrych sezonów odpuszczam im te kilka słabych odcinków.
W kwestii zachowania dzieci, co najmniej dziwne. Nie wiem czy już nie wolałabym wersji typu: ,, Dzieci, wasza matka nie żyje od 6 lat i czy uważacie że to już czas?,, Jeżeli już robić melodramat to na maksa. Było by bardziej prawdziwe niż ,, ojciec co ty tu jeszcze robisz? po kiego nas pytasz? czy to nie oczywiste?.. (skrócona wersja w moim odbiorze).
Jeśli chodzi o matke, to nie spodziewałam się, ze będzie jej dużo gdy okazało się że 9 sezon będzie ostatnim. Mogli bardziej rozwinąć jej postać, ale czy nie lepiej zostawić ją jako tą idealną. Wiemy, ze była bardzo podobna do Teda, dobra i mądra. Po co psuć tak piękną postać?
A sam ten ich powrót Teda do Robin. Było z tego co wiem parę osób, które nawet pod koniec ósmego sezonu wierzyli w tą parę. Powiedzmy, że należy się Tedowi za te wszystkie razy kiedy mówił Robin, że ją kocha, a ona mu dawała kosza.
A co do samej Robin. Ten ostatni odcinek bardzo mnie do niej zniechęcił. Znam zasadę, że nie wiesz, że coś kochasz dopóki tego nie stracisz, ale żeby aż tak? Jak się zakocham to skomentuje to pewnie ponownie;-). Podejście nie będę się z wami kumplować bo mi nie pasuje też jest takie... niesmaczne. Wiem, że ją to bolało, ale przez kilka dobrych lat byli przyjaciółmi, a ona po prostu z tym kończy. No i kwestia zerwania z Barneyem, jak na ironie jestem po jego stronie. Rozumiem, że kariera była dla niej ważna, ale widać, że właśnie te wyjazdy wszystko rozwaliły. Wydaje mi się, ze wykończyły Barneya (wiem, nie jestem obiektywna, ale trochę mi go żal).
W kwestii Lili i Marshala to w sumie nic nowego. 3 dzieci, spoko, udało mu się być sędzią (choć trochę późno).
Podsumowując, ostatni odcinek mi się spodobał. Mógł być bardziej komediowy, ale co poradzić?
Dopiero co skończyłam oglądać, wiec mam melancholię dlatego pisałam tak nieskładnie, z góry dzięki, że chciało się komuś to czytać,
Pozdrawiam wszystkich fanów.
ogólnie skończyło się mniej więcej tak jak można było się spodziewać po obejrzeniu tylko jednego lub dwóch sezonów, stary Barney wraca do starej formy(z tą jednak różnicą że ma dziecko nie wiadomo z kim) a Ted i Robin są ostatecznie razem. tak jak przewidywałem będąc początkującym widzem HIMYM, potem twórcy ostro zamieszali żeby pod koniec powrócić na stare śmieci, to trochę taka zagrywka z widzem. Myślę że mogli pociągnąć do końca wątki które tyle już ciągnęli a nie tak ostro i radykalnie ucinać wszystko w ostatnim odcinku ale nie jest porzecież źle to i tak jeden z najlepszych seriali komediowych jakie oglądałem, a większość mnie wyraźnie drażni głupotą tutaj było tak wszystko wyważone i oryginalne porównując z innymi serialami kom.
Ja i tak dalej widzę swoje zakończenie, Barney jest dalej z Robin, a Ted i Tracy żyją długo i szczęśliwie ;)