Oglądał już ktoś? Warto? Pojawił się zupełnie znienacka, do tej pory nigdzie go nie przedyskutowano.
Fani na pewno stwierdzą, że warto.
Wydaje się lepszy od drugiego, ale nie ma wielkich fajerwerków. Kontynuuje wątek zyskiwania mocy przez Trish (jedna z ostatnich scen 2 sezonu, gdy u Trish pojawia się super refleks), nowej pracy Malcolma, oczywiście czkawką odbija się motyw motyw Jessiki - dobrze sobie przypomnieć, co się działo w poprzednim sezonie.
Według mnie warto obejrzeć, bo dzieje się w nim jednak dużo ważnych dla bohaterów rzeczy, choć sposób ich przedstawienia może pozostawiać sporo do życzenia. Ktoś w innym wątku stwierdził, że to fabuła na 6 fajnych, wartkich odcinków, ale rozwlekli ją na kilkanaście - podpisuję się pod tym. Ja wciąż mam mieszane uczucia, ale nie wiem, czy ze względu na jakość sezonu, czy z powodu zderzenia moich oczekiwań z rzeczywistym rozwojem postaci.
Sezon był dużo lepszy od poprzedniego. Znacznie więcej akcji za sprawą nowych 'mocy' Trish. To serial bardziej dramatyczny i nieco psychologiczny niż pozostałe od Marvela. Rozwój posaci zdecydowanie na plus. Nie oczywiste przemiany z dobrych w złych i odcienie szarości. Nie ma tu postaci jednoznacznie białych i czarnych. Fajnie ukazane motywacje nawet tych najgorszych złoczyńców. Jak to mówi powiedzenie każdy jest bohaterem w swoim własnym filmie.
Ale mimo wszystko polecam obejrzeć. Przymnknąć tylko oko na niepotrzebne wątki, cała reszta całkiem dobrze wchodzi. Dużo przemian u głównych bohaterów :)
oj bez przesady, Jeri jest homoseksualna od początku i rozwijanie jego wątku musi się z tym wiązać, twórcy po prostu byli konsekwentni. W tym sezonie nie było wysypu ;-)
Co nie zmienia faktu, że w Netflixie chyba już nie ma serialu bez LGBT.
Pewnie ma to związek z tym, że Netflixowe Marvele muszą (?) mieć po 13 odcinków, taki wątek pozwala zająć trochę miejsca. No i sam Netflix, jak tu słusznie powiedziano, nie zrobi serialu bez Lgbt...
Postać Hoggart byłaby zupełnie inna i jej motywacje byłyby odczytane inaczej gdyby jej miłością był jakiś facet.
Jinn jest z Libanu, raczej lgbt by nie przeszło :) Tam same Muhhamady grają. W sumie to też swojego rodzaju polityka.
Aaaha, nie zwróciłam uwagi na kraj;) Cóż, tak czy siak, fajnie obejrzeć czasem neutralną produkcję, nawet z Muhhamadami ^^.