Serial na początku wydawał mi się ciekawy. Pomału odkrywał przeszłość Jessici, jej przejścia. Mogłem jej współczuć w walce z bezwzględnym psychopatą Killgravem. Ale stracił dla mnie wielką wartość w momencie, kiedy dowiadujemy się o przeszłości Killgrave. Nie mówię, że powinna ona dać się mu uwieźć i kontrolować. Ale już męczenie go taśmami z jego okrutnego dzieciństwa, i jej sadystyczne zachowanie nie podyktowane już samoobroną mnie od niej samej odstręczają. Nie widzę w niej już ofiary, a też kata. A w momencie kiedy serial traci pozytywnego bohatera zwykle tracę zainteresowanie. Bo teraz mamy zakłamaną alkoholiczkę desperacko próbującą kontrolować otoczenie i Killgrave, a nie superbohaterkę czy ofiarę.