Serial dla mnie świetny, bo wciągnęła mnie po prostu historia i chciałam się dowiedzieć, w jaki sposób Anna oszukała tyle osób. Natomiast lewicowe wątki pod tytułem "nie chcesz mi pożyczyć pieniędzy na budynek, bo JESTEM KOBIETĄ?" albo płacz Rachel spowodowany tym, że nie może zdradzić przyjaciółki w "Ameryce Trumpa" spowodował u mnie straszny cringe. W dodatku zakończenie... Vivien niczym psychopatka przywiązuje się do Anny, bo przecież ta jest KOBIETĄ skrzywdzoną przez ojca = mężczyznę. Mogła sobie nakraść, czemu nie! Przecież na Wall Street faceci kradną xDD Żenujące.
Ale teksty o czarnych jak dla mnie to jest totalne mistrzostwo.
"Przywłaszczył sobie pracę czarnego artysty" - dokładnie tak jeden czarny mówi o białym bogaczu, który kupił sobie przed premierą album Lil Wayne'a :D :D :D To mnie zniszczyło normalnie.
No i całe to oczywiście gadanie, że chcą Annę zniszczyć, bo jest kobietą, fakt że orżnęła ich na gruby hajs jest tu nieistotny.