Niewiarygodne, że wielki Borowiecki, Kmicic etc. może być aż tak nieznośnie drewniany. Aktor o jego talencie i dorobku nawet z tak beznadziejnie mdłej postaci i przesłodzonych scenek, które ma grać powinien coś tam wyciągnąć, tymczasem tutaj - ręce opadają... Jak na pierwszych próbach w amatorskim teatrzyku.
Ja odnoszę wrażenie, że Olbrychski próbuje przenieść do Klanu "Olbrychskiego - wielkiego aktora" , "Olbrychskiego - wielkiego artystę". On tak bardzo broni się przed całą "estetyką" tego tasiemca, czy jak zostało napisane "specyfikę opery" , że jest aż parodią siebie samego. Na siłę stara się być pełnym klasy i nienagannych manier dystyngowanym starszym panem z minionej epoki, brakuje mu tylko surduta i laseczki, a te drewniane patetyczne dialogi chyba jeszcze go w tej "roli" utwierdzają, no i fakt, że Grażynka zwraca się do niego per "Arkadiuszu", chociaż już jakiś czas temu złożyła w jego dłonie kwiat swego nie-dziewictwa, więc mogłaby przejść na jakąś bardziej ludzką formę :) Tak się starano w scenariuszu nie splamić jego postaci, że powstał okrutnie sztuczny twór bez krzty życia. Jest to po postu śmiertelnie nudne i pompatyczne, nawet nie zabawne, ja kto w Klanie bywa.
Niestety facet zrobil najgorzej jak mogl - poszedl w ckliwosc i w polaczeniu z fatalnym materialem tak to wlasnie wyglada - kazda kwestie wyglasza na przydechu jakby wydawal ostatnie tchnienie.
Mogę się pod tym podpisać, ot dystyngowany pan Arkadiusz, a nie byle jaki Arek czy Areczek.. ;)
Masz całkowitą rację. W dodatku mam wrażenie, że on nie wygłasza kwestii, tylko improwizuje.
Czasem, jak słucham tych jego improwizacji, to jestem po prostu zażenowana i się za niego wstydzę :) a przecież nie powinnam :) Olbrychski był już właściwie aktorską legendą, a teraz został....panem Arkadiuszem, adoratorem wdowy po Ryśku taksówkarzu ;)