Larsa von Triera. Może odrzucić albo wciągnąć na maxa. Ta historia o szpitalu, w którym obudziły się złe moce jest kompletnie szalona. Zresztą połączenie duńskiego "Szpitala na peryferiach" z kinem grozy to sam w sobie karkołomny pomysł. Jednak nie potrafię "Królestwa" mierzyć kryteriami filmowymi, ponieważ jest to raczej eksperyment przeprowadzany na widzach: ile pomysłów reżysera potrafią wytrzymać. Ja wytrzymałam prawie wszystkie.
jestem pod wrazeniem...
Krolestwo I widzialam w malym, slabo ogrzewanym kinie (dzis juz nawet ono nie istnieje), w srodku zimy i... to byl jedyny film, ze wszystkich widzianych w kinie, po ktorego obejrzeniu (5 godzinach seansu z przerwa w srodku) bylam zaszokowana, ze to juz koniec, ze tak szybko zlecialo... i powiedzialam sobie tylko: ja chce jeszcze! A szlam na niego bardzo ambiwalentnie nastawiona, bo znalam i opinie bardzo pozytywne, i takie: na pewno ci sie nie spodoba, tragedia... itp. Na drugi dzien w ten sam sposob ogladalam Krolestwo II. Efekt niestety nie byl juz ten sam, poniewaz "dwojka" nieco mnie zawiodla... Ale tak czy siak dziekuje Trierowi za to, ze az tak moglam zapasc sie w fotel kinowy i tak pieknie odpasc od rzeczywistosci.
Ja oglądałam "Królestwo" w TV
dlatego, że widziałam osoby, które doświadczyły kilkugodzinnych seansów w kinie. Wszyscy mieli jakieś takie nieobecne spojrzenie... ;) Dawkowane w odcinkach, w zaciszu domowym - choćby ekran telewizora miał 32 czy 36 cali - "Królestwo" nie robi na pewno takiego wrażenia, jak w mroku sali kinowej. Mnie Trier nie zahipnotyzował; niemniej jednak czekałam na każdy kolejny odcinek, żeby przekonać się, co jeszcze spłodziła śmiała wyobraźnia reżysera.