Powstrzymywałem się przed oceną tego serialu po obejrzeniu pierwszego odcinka. Powolne, ślimacze tempo narracji otwarcia tłumaczyłem sobie koniecznością ekspozycji postaci, całego środowiska, w którym przebywają osoby dramatu.
Przyszedł moment odcinka drugiego. I po odcinku drugim już wiem - jest gorzej niż na początku.
Sama koncepcja wyjściowa jest znakomita - nareszcie polski serial, w którym nie są rozwiązywane zagadki kryminalne (niezależnie od tego, czy rozwiązującym jest policjant, ksiądz czy też ktokolwiek inny).
Wyczuwam tutaj nastrój, inspirowany "Chłopcami z Ferajny" czyli legendarnymi "Goodfellas" z 1991 roku. To osobliwe napięcie pomiędzy życiem prawdziwym bohaterów a próbą życia fikcyjnego - udawania egzystencji porządnych, nudnych mieszczan z dziećmi, rodzinami.
Niestety - koszmarnie powolne tempo zabija to, co czyni filmową opowieść atrakcyjną.
Każdy odcinek "Stawki większej niż źycie" trwa również około 50-ciu minut. W tym czasie fabuła każdego odcinka zawiera przynajniej 6-7 break-pointów.
W drugim odcinku "Krwi" mamy ich ... 2 (dwa)!
Dlatego właśnie "Stawkę" kolejne pokolenia oglądają z wypiekami na twarzach, nie mogąc oderwać się od kranu, natomiast ten serial na razie spełnia rolę co najwyżej niedzielnego, wieczornego usypiacza.
Cóż - być może jestem nieco niesprawiedliwy i od trzeciego odcinka opowieść nabierze nieco tempa ...
Mam wrażenie że to domena większości nowych seriali, na kanale z reklamami tego tak nie czuć ale akcja w całym sezonie jest na 2-3 odcinki reszta to pitu pitu - a potem skończyć w najgłupszym momencie i kolejny sezon... Jedyny dobrze zrobiony ostatnio to bez tajemnic - ale tam dłużyzny są pożądane...
Ale sam serial, głowna rola, ogólnie aktorstwo - jak nie polski ;)