Zastanawiam się nad spójnością kreacji Martyny i motywacją jej postępowania w końcówce serialu. Rozumiem, że pogrążona w rozpaczy kierowała się chęcią zemsty, dlatego wraz z "szwagrem" dołączyła do grupy. Jednak nie do końca klei mi się końcówka serialu z tym, co Martyna mówiła i robiła wcześniej. Po pierwsze, z jednej strony widać było, że Bronek nie był jej do końca obojętny, były ujęcia, jak płacze w aucie, jak mówi mu przez telefon, że nie wszystko było udawane. Z drugiej, mamy scenę w szpitalu, w której Martyna zachowuje się jak niespełna rozumu i gardzi Bronkiem po tym, jak wyznaje, że nie przejdzie na jej stronę (chyba nie bez powodu trafiła do psychiatryka i to by poniekąd wyjaśniało jej końcową decyzję), ale jeszcze pomiędzy tym jest porwanie Martyny przez grupę 77, które nie było zaplanowane, i ujawnienie, że była ona tylko pionkiem. Przecież Holender i inni i ją katowali? Martyna w rozmowie z Bronkiem błaga go o pomoc, bo chcą ją zabić, a potem już w szpitalu stwierdza przed Jamrożym, że tylko dzięki nim jest w stanie poczuć sprawczość i sens życia, a w wozie strażackim jest przeszczęśliwa i jej stosunek do Holendra wygląda tak, jakby byli najlepszymi kumplami. Czy ominęłam jakiś ważny fakt w tej historii, który by to wyjaśniał? A może chodzi o ujawnienie poprania członków tej grupy, tego jaką papkę z mózgu im zrobiono? Czy może jednak rzeczywiście coś jest tutaj naciągane w kreacji tej bohaterki?