Ten serial to parodia pracy w policji, a przypominam, że mówimy o najlepszych policjantach, nie jakiś krawężnikach zaraz po szkole. A jednak wszyscy mają zupełnie wy*ebane, ignorują oczywiste wątki, nie zwracają uwagi na otoczenie, zajmują się boksowaniem w piwnicy i jazdą na łyżwach zamiast robotą.
I tak w połowie serialu, po 3 trupach, napadzie na dziennikarkę, dwóch ludziach w więzieniu ta specjalna ekipa dochodzeniowa ma w ramach tropów jedynie zdjęcia ofiar i zdjęcia liter z miejsca zbrodni. Przy czym as wydziału Luizjana upiera się, że przecież to żaden dowód, że te sprawy coś łączy.
Monitoring oczywiście nie istnieje nigdzie, więc poza wyjątkami, które akurat pasują do scenariusza, nie ma po co po niego sięgać. Chociaż jesteśmy w Warszawie, która jest cała okamerowana, a grupa chodzi w charakterystycznych kurtkach.
Terroryści odbijają więźnia i uciekają, ale nikt nawet nie wzywa wsparcia, blokad k... czegokolwiek. Zamiast tego chłopaki idą boksować w piwnicy.
Ktoś otruwa świadka na trasie więzienie-komisariat, ale ch. nie ma co tego drążyć.
No i zakończenie, wszechmocne służby chcą wrobić Mandaryna zrzucając mu pod koła trupa, że niby pijany go przejechał. I gdzie to robią? W samym centrum miasta, gdzie ilość kamer jest taka, że pewnie można by sobie to odtworzyć z 4 kątów i zobaczyć że to nie on prowadził. Ale pewnie monitoring i wszystkie dowody zaginą, bo tak działa układ.
To jest 13 posterunek tylko na poważnie.