Szczerze mówiąc, po obejrzeniu poprzedniego odcinka nie miałam zbyt wysokich oczekiwań w stosunku do tego. Wszyscy, którzy oglądali „Progeny”, wiedzą, o czym mówię – to nie był najciekawszy odcinek, nawet jak na standardy Legends of Tomorrow (ciekawe, czy odcinek 11 został udostępniony dwa dni wcześniej dla zatarcia złego wrażenia?). I może właśnie dlatego, że „Progeny” ustawiło poprzeczkę tak nisko, „Magnificent Eight” oglądało się nawet przyjemnie :). Znów sprawdza się teoria, że odcinki bez Vandala (i Cartera, obaj byli w "Progeny") są ciekawsze. Teraz drużyna ucieka przed łowcami nagród wysłanymi przez Władców Czasu (czy jak im tam) i Rip postanawia schować (tak, schować, skoro chciał, żeby zostali na statku i nie wychodzili; czyli ich SCHOWAŁ) Legendy na Dzikim Zachodzie (bo Salvation jest jednym z miejsc, których Władcy nie widzą. Wyjaśnienie można sprowadzić do: „bo tak”). Na szczęście nie trzeba długo czekać, aż coś się zacznie dziać.
Co mi się podobało i co mnie bawiło (spoilery, duh :):
- Mick: „popilnuję ich”. 5 minut później: Mick: zalany w trupa śpi na barze (Sara, ty przebiegły lisie) :)
-śmiałam się w głos podczas przemarszu Legend główną ulicą Salvation. Muzyka, slow motion, przerażone spojrzenia przechodniów, wyrazy twarzy Legend… ogólnie wszystko krzyczy: „EPICKO!!” i „NIE ZADZIERAJCIE Z NAMI!!!”. Przezabawne :)
- Saloon "Last Salvation" - nie wiem, czy to pomysł scenarzystów, czy twórców komiksu o Jonah Hexie, ale brawka dla państwa :)
- Powitajmy ją gorąco! Sara Lance, bezwzględna zabójczyni prosto z League of Assassins, o wyglądzie i posturze laleczki, w wolnych chwilach psycholog dla par :). I fajnie, że stara się ponownie zakumplować z Mickiem („Is that a challenge, Mick?”). Rouge Canary itp. :)
-„Z-zabiłeś go.” „Nie ma za co” – Leonard Snart, zwykły bohater :) Najpierw ratuje Steina przed rewolwerowcem, potem Ray’a przed innym facetem z bronią i na końcu krzyczy, że nie odjeżdżają bez Jaxa. Jak na kogoś, kogo niby interesują w misji tylko ewentualne korzyści materialne, strasznie przejmuje się kolegami z pracy :)
- Połowa z tego, co mówi Ray, to Galopujący Element Komiczny. Który działa, pragnę dodać, jedynie dzięki Brandonowi Routhowi. Ale działa. A kiedy podczas dyskusji z Ripem zakłada kapelusz (dramatyczna muzyka w tle, „And I aim to do something about it!”), padłam :D i sądząc po reakcji Micka, nie tylko ja :)
- BURDA W BARZE przy akompaniamencie pianina. WSZYSTKIE LEGENDY (no, mniej więcej, sorry Mick) RAZEM. Czy tylko ja uważam, że takich scen powinno być stanowczo więcej? Zawsze dobrze się to ogląda.
- Jonah Hex, którego mamrotania nie mogłam momentami zrozumieć, ale przyłożył Ripowi w twarz! (chociaż z drugiej strony... po co on tam był? poza mamrotaniem, pokiereszowaną mordą i wzrokiem zabójcy czym przysłużył się historii? Nie czytałam komiksów, więc nie wiem, ale wydaje mi się, że można go było bardziej wykorzystać, niż osobę, która odkrywa kolejne machlojki Ripa. Czyżby tani chwyt twórców, mający przyciągnąć ludzi?)
- Mick, sponiewierany po piciu z Sarą, wytaczający się z saloonu. Mick nazywający Ray’a „Haircut” – mała rzecz, a cieszy :)
- Walka końcowa: 8 legend kontra 3 łowców. Niezbyt straszny przeciwnik, ale zawsze fajnie popatrzeć, jak Kendra rozprostowuje skrzydła, Ray używa kostiumu ATOMa, a Jax krzyczy głupoty, podczas gdy głowa mu płonie :)
- Ray Palmer (Rosja, ma uwieść Valentinę Vostok): „Ja to zrobię” – Valentina go zbywa, Leonard musi ratować sytuację
Ray Palmer (nadal Rosja, ma wyłączyć maszynerię) „Ja to zrobię” – maszyna nadal działa, Ray ląduje w więzieniu
Parę odcinków później:
Ray Palmer (w Nanda Parbat, pojedynek z Sarą): „Ja to zrobię.” Reszta: „Nie umiesz, Kendra się tym zajmie”.
Ray Palmer (w Salvation, pojedynek z rewolwerowcem): „Ja to zrobię” Reszta: „Nie umiesz, Rip to zrobi”
Czyli czegoś jednak się nauczyli :)
Co mi się nie podoba i nie będzie podobało:
- Kendra. Kapłanka Horusa, miała już ponad 200 wcieleń, lata, potrafi walczyć zarówno bronią białą, palną, jak i na pięści, bystra, zabawna („Saro, coś dziwnego dzieje się z twoją twarzą.” „Co?” „Uśmiechasz się” albo „Spróbujesz zabić Savage’a bransoletą?!”) i ogólnie zaj***ść level max. Co jest najważniejszą informacją w serialu i na czym skupia się jej wątek i rozwój postaci (znaczy skupiałBY się rozwój postaci)? Kocha Cartera. Kocha Ray’a. I nie wie, którego wybrać.
- Czy tylko mnie niepokoi taniec węża, który przy wypowiadaniu kwestii odstawia Arthur Darvill?
- ZNOWU do cliffhangera wykorzystano postać Micka. Już pomijam fakt, że w jednym ze zwiastunów Ray, stojąc przed PŁONĄCYM BUDYNKIEM, mówi "Come with me if you want to live". ZNOWU ktoś ma zastrzelić Micka, ZNOWU słyszymy tylko strzał, i ZNOWU mamy się martwić, czy przeżył? Nie zadziałało w "Marooned", tym bardziej nie zadziała teraz.
Dobrze się bawiłam, oglądając ten odcinek. Wydaje mi się, że może to być wina początku, gdzie pierwsze 10 minut nastroiło mnie na tyle dobrze, że z reszty postanowiłam nie oceniać zbyt surowo. Dostałam dawkę humoru, Legendy rozwaliły kolejny bar, Sara mogła pomachać kijkiem, Jax pokrzyczeć głupoty, a Rip chociaż raz okazał się przydatny (dwa, jeśli wliczamy oberwanie z pięści). Poza tym, RIP DOSTAŁ W TWARZ! Co prawda gang rewolwerowców kompletnie nie zapada w pamięć, łowcy, którzy pojawiają się na końcu, też są jedni z wielu. Ale już dawno przestałam się oszukiwać, że oglądam ten serial dla wątku głównego. To taka niezobowiązująca rozrywka z ulubionymi postaciami, przy której nie wolno myśleć, bo za dużo rzeczy się zauważa. I wtedy cieszy.
Najlepsze w odcinku było jak Martin ,,ratuje,, młodego Herberta George Wellsa przed gruźlicą bardzo fajnie tylko H. G Wells nigdy nie był na Dzikim Zachodzie ;)
W takim razie to pewnie byłą zbieżność nazwisk. Martin pomylił się, to nie był prawdziwy Wells.
"-śmiałam się w głos podczas przemarszu Legend główną ulicą Salvation. Muzyka, slow motion, przerażone spojrzenia przechodniów, wyrazy twarzy Legend… ogólnie wszystko krzyczy: „EPICKO!!” i „NIE ZADZIERAJCIE Z NAMI!!!”. Przezabawne :)"
Swoją drogą niech ten motyw zostanie już na stałe w serialu, czyli jak są w nowej miejscówce to mamy właśnie tego typu scenę. Poprzednie takowe, muza i slow-motion były świetne (właśnie to takie 'epickie' :D)
Co do Snarta to akurat pod tym względem jest dobrze rozpisany. Z tego co do tej pory widzieliśmy jest jaki jest, zabija kiedy zabija ale towarzyszy broni nie zostawia w potrzebie (wyjątek potwierdzający regułę: jego towarzysze broni w pierwszym odcinku z Kapitanem Coldem we Flashu, ale rozumiem, że były to pionki xP)
Pomijając kwestię, że 'burda w barze' była dobra to bardziej odniosłem wrażenie, że chodziło o parodiowanie burd w westernach. W ogóle cały odcinek w 40 min. streścił dużo motywów z westernów, w gorszy lub lepszy sposób.
"- Jonah Hex, którego mamrotania nie mogłam momentami zrozumieć, ale przyłożył Ripowi w twarz! (chociaż z drugiej strony... po co on tam był? poza mamrotaniem, pokiereszowaną mordą i wzrokiem zabójcy czym przysłużył się historii? Nie czytałam komiksów, więc nie wiem, ale wydaje mi się, że można go było bardziej wykorzystać, niż osobę, która odkrywa kolejne machlojki Ripa. Czyżby tani chwyt twórców, mający przyciągnąć ludzi?)"
Z pewnością to ostatnie. Skoro takie czasy to i nawet dobrze, że wykorzystali tę postać, nawet jeśli bardziej robiła za tło. Zawsze to jakiś ukłon w stronę fanów.
"ale zawsze fajnie popatrzeć, jak Kendra rozprostowuje skrzydła, Ray używa kostiumu ATOMa, a Jax krzyczy głupoty, podczas gdy głowa mu płonie :)"
Dokończę: "Jax krzyczy głupoty, podczas gdy głowa mu płonie" a Stein go prostuje jakimś stwierdzeniem xD
Dobra analiza z tym Ray'em i 'ja to zrobię' :)
"Poza tym, RIP DOSTAŁ W TWARZ!"
xD
Swoją droga: dobry odcinek, nawet bardzo (a gagów czy zwyczajnie śmiesznych momentów było pełno, co chwila człowiek śmieje). Jednak stylem tego serialu jest kicz, bez dwóch zdań, i jeśli spojrzeć nań pod tym kątem to naprawdę dobrze się ogląda.
Sympatycznie wyszedł im ten dziki zachód (może scenografia nie należy do najlepszych ale jak na serial tego typu wyszło znośnie). Gwiazdą tego odcinka był zdecydowanie.. Roy, po raz kolejny. HAHA, jak nie Lecter to John Wayne, no znów śmiałem z jego pomysłów. A wisienką na torcie i tak była scena, kiedy został szeryfem i pojawiły się bandziory.. i ten jego tekst już po strzale Snarta "chcesz mnie sprawdzić?", hahaha, co za wykorzystywanie znanych scen z filmów, dobry jest (a raczej scenarzyści, bawiący się w różne pop-kulturowe smaczki) xP
btw. tym razem Rip i Jefferson popatrzyli na siebie gdy przedstawił się jako John Wayne xD
Wątek Kendy i Sary z poszukiwaniem kobiety z saloonu okazał się zbędny w tym odcinku, totalnie. Wniósł kolejny dramat w postaci 'miłości' Kendy i Roy'a ale dla mnie był tylko zmarnowaniem czasu antenowego.. równie dobrze mogło ich nie być w tym odcinku.
Rory.. jednak to przetasowanie mu służy jak mało komu. Kto by pomyślał, że z tego 'głupka' będzie taki inteligent i równie wiele będzie wiedział o Time Masters co Rip. Nie powiem, inaczej teraz na niego patrzę.. i nawet trochę mi brakuje tego starego, głupawego Heatwave'a. Teraz o czymś nawijają, zazwyczaj Rip i Rory w tym odcinku wszystko ładnie puentował/wyjaśniał. Nie do pomyślenia. To tak, jak podobała mi się zagrywka z zostawieniem Palmera, Kendy i Sary w przeszłości - im minęło 2 lata, może nie 'życia' jak u Rory'ego ale fajnie w ten sposób kontrastuje to z innymi bohaterami, którym czas w żaden sposób nie minął w ten sposób.
Stein również miał swoje chwile, całkiem sympatyczny wątek z sympatycznym rozwiązaniem z sympatycznym H.G.Wellsem (na końcu było trochę niezręcznie, jak dzieciak wyskoczył 'podoba mi się' ale mniejsza z tym).
btw. ktoś mi może odpowiedzieć, dlaczego odcinek pojawił się przed czwartkową/piątkową premierą? To już nie pierwszy raz a ciekawość mnie zżera 'o co kaman' :)
Już spieszę z wyjaśnieniem, czemu odcinek pojawił się wcześniej - otóż został wyświetlony wcześniej w Kanadzie (ze względu na mecze hokeja? poprawcie mnie, jeśli się mylę, spojrzałam na wiadomość tylko przelotnie). Z tego, co mi wiadomo, również w przyszłym tygodniu odcinek ma być wyświetlany we wtorek (ale to nie do końca potwierdzone info).
Snart to w ogóle jedna z najlepiej rozpisanych w tym serialu postaci. Mam takie wrażenie, że scenarzyści mieli na początku konkretny pomysł co z nim (i Sarą, bo też wydaje mi się, że jej postać gdzieś zmierza, oraz Ray'em jako Galopującym Elementem Komicznym) zrobić, i tego się trzymają. Co do reszty postaci, to nie do końca. Wystarczy spojrzeć na Jaxa, który ostatnio głównie dziwi się, jakie nazwiska wymyśla sobie Ray i krzyczy głupoty, kiedy jest Firestormem. I tyle ma do roboty.
"A wisienką na torcie i tak była scena, kiedy został szeryfem i pojawiły się bandziory.. i ten jego tekst już po strzale Snarta "chcesz mnie sprawdzić?" I wyraźna ulga na twarzy Ray'a, że jednak nie ma zamiaru sprawdzać, czy naprawdę ma strzelców na dachach. No Brandon Routh gra tu rolę życia.
"równie dobrze mogło ich nie być w tym odcinku." - nie ICH! tego wątku! Tylko nie SARA!!! To jeden z trzech powodów, dla których oglądam ten serial (czterech, jeśli dodać momenty, w których Rip dostaje w twarz).
Dzięki za info! :) No przecież, w Kanadzie emisja zależna jest od meczów hokeja, faktycznie, zwłaszcza jeśli ramówka serialowa koliduje z meczami.
Jax to świetny przykład, gdy postać robi bardziej za tło dla innych postaci, i albo służy akcji albo elementom komediowym. Śmiem nawet twierdzić, że należy do zespołu tylko po to, aby Stein mógł błyszczeć (przez błyszczeć mam na myśli to, że jeśli porównamy obie postacie to doktor wiele wnosi do zespołu, nie tylko gagi ale i bierze aktywnie udział w sprawach związanych z danymi wątkami (lub jak w tym odcinku: miał nawet swój osobny wątek)). Jax w zasadzie jest po to, aby powstawał Firestorm u boku Steina, nie na odwrót. Chociaż i tak Jefferson to nic w porównaniu do tego, jak skrzywdzono Ripa Huntera - totalne rozczarowanie postacią (aktorem raczej nie, po prostu postać ktoś pisze na kolanie..).
Ta ulga na twarzy Ray'a musiała być, bo w parodiowanej scenie też był blef ;) Ale fakt, Routh gra role życia a poza tym Roy to moja ulubiona postać z tego serialu :)))
"nie ICH! tego wątku! Tylko nie SARA!!!"
Oj tam, oj tam - do Sary nic nie mam, wręcz przeciwnie, po prostu chodziło mi o całość, czyli tak jak piszesz wątek, którego mogło wcale nie być bo co w zasadzie wnosił już do i tak za przeproszeniem posranego romansu Kendy i Roy'a? Skoro postać Sary tu też była to prawdą również jest, że mogło ich nie być w tym odcinku. Brutalne ale szczere xP
Ew. Sara mogła zostać z innymi a Kendry mogło z tym wątkiem nie być. Ale szkoda mi pisać 'co by było gdyby..' skoro dostaliśmy to co dostaliśmy.. (tak, Sara nie zawiniła, żeby nie było! :D)
"w parodiowanej scenie też był blef" - A czego dokładnie parodią jest ta scena? Jakiego filmu/serialu?
Odp. będzie niesatysfakcjonująca ale film z Johnem Waynem, oczywiście, ale tytułu nie pomnę (nie wiem czy nie był to jeden z filmów: Rio Bravo, w którym partnerował mu Dean Martin (stawiam, że to był ten), El Dorado z Robertem Mitchumem albo coś z wcześniej). Kiedyś robiłem maraton westernów z legendą i wiem, że się pojawiają tego typu sceny z blefowaniem. Skojarzenia miałem również z westernami z Clintem Eastwoodem (chociaż u niego nawet taki Brudny Harry blefował, więc niekoniecznie western) i Jamesem Garnerem. Pełno tego w westernach starej daty.
Swoją drogą polecam parę westernów z Johnem Waynem, Jamesem Garnerem, Garym Cooperem (ale z nim widziałem mało, 'W samo południe' klasyka) albo Clintem Eastwoodem (tutaj nawet spaghetti westerny) - dlatego też ten odcinek mi się tak podobał, masa smaczków (tak jak z tą burdą w saloonie, o której wyżej Ci napisałem - w ilu westernach się to pojawia). Ktoś, kto nie oglądał westernów może nie docenić tego odcinka tak bardzo ale scenarzysta naprawdę dał radę (pomijam wątek nieszczęsnej Kendry).
To ja jeszcze tak w kwestii Kendry i Sary. W pierwszej chwili miałam takie same odczucia. Teraz jednak myślę, że motyw mógłby być fajny, tylko został zmarnowany, bo cały ciężar został przeniesiony na wątek romantyczny. Sam pomysł spotkania starszej wersji swojego poprzedniego wcielenia - ciekawy (szkoda, że sprowadzający się do: "i tak nie wyjdzie tobie i Ray'owi"). Interakcja Kendry i Sary, też jest w porządku: znowu szkoda, że to sprowadzono do: "poradzę ci w kwestiach uczuciowych". No i Kendra znalazła bransoletkę (w sensie: dowiedziała się o jej istnieniu), co odrobinę posuwa do przodu główny wątek.
Kiedy oddzielam sobie Kendrę od Ray'a i ich rozterek, to ona zdecydowanie zyskuje. Podobnie on. Po co oni ich połączyli? Nie rozumiem tego zupełnie. Na tym etapie serialu w ogóle żaden wątek romantyczny nie jest potrzebny. Ewentualnie jakieś delikatne sygnały, żeby fani mogli się zastanawiać, np. czy Sara będzie ze Snartem. Na razie obiektywnie nic na to nie wskazuje, ale mieli parę fajnych momentów i czekam na rozwój sytuacji w jedną lub drugą stronę, co jest dużo ciekawsze niż serwowanie uczuciowego dramatu na dużą skalę.
Nie da się ukryć, że potencjał niezaprzeczalnie był. Ale poszli wzorem 'Arrow' i uczynili z tego melodramat tej dwójki.. podoba mi się to, co piszesz o Sarze i Coldzie - niby coś jest ale tego nie ma, i tak w kółko. Takie zabawy z widzem to mi się podobają, bo ani to tragiczne, ani infantylne, ot, bardziej smaczki dla fana (a czy coś z tego będzie czy nie jest, wg mnie, bez znaczenia).
Co do wypisanych plusów/nie plusów (wadami tego nazwać nie można :D) z odcinka: tak, można powiedzieć, że i coś dobrego się tutaj znalazło ale całość, jak widać, przyćmiewa wątek romantyczny. Tak bardzo, że mało kto dostrzega plusy.. oprócz jednej osoby jak widać xd
"Walka końcowa: 8 legend kontra 3 łowców. Niezbyt straszny przeciwnik, ale zawsze fajnie popatrzeć, jak Kendra rozprostowuje skrzydła, Ray używa kostiumu ATOMa, a Jax krzyczy głupoty, podczas gdy głowa mu płonie :)"Najlepsze jest to ,że w poprzednim odciknu Mick tak straszył resztę że ci łowcy są tacy a tacy i że jednymy wyjściem jest uciekanie a tu w następnym odcinku problem z łowcami rozwiązany po 5 minutach walki spodziewałem się czegoś dłuższego na odcinek może dwa ale chyba scenarzysći sobie przypomnieli o Pilgrimie :P
tego typu dziury w fabule już są chyba standardem CW ;p nie ma co się doszukiwać jakiejkolwiek logiki w działaniu bohaterów, bo takowej nie ma ;)
Dla mnie chyba najlepszy odcinek, bo do tej pory podróżowali w czasach 20 i 21 wieku. Czekałem, aż będzie jakaś średniowieczna Anglia, czy era Vikingów w Scandynawii lub era piratów w Hiszpanii. A tu ciągle albo przyszłość albo cofanie się o kilkadziesiąt lat gdzie nie trzeba specjalnie zmieniać scenerii. Tym razem było wreszcie co innego. I nie było już tego nudnego latania statkiem kosmicznym czy strzelanie się laserami. No i spora niespodzianka pojawienie się Hexa, fajnie jak się jeszcze przewinie przez jakiś odcinek. Mam nadzieję, że nie zabiją MIckiego, bo to w sumie najlepsza postać. Bez Mickiego, Snarta i Sary to już chyba bym nie oglądał tego serialu. Wystarczy, że i tak za często pokazują tą kobietę ze skrzydłami i wystającymi zębami oraz Atoma. Już mnie mdli od tego ich ciągłego wspolnego wątku.
Dobry odcinek z bardzo dużą ilością odwołać do westernów i komiksów, a do tego fajnie przedstawiona postać Jonah Hexa
https://www.youtube.com/watch?v=g8yOWUUW1KA
Dobry odcinek , strasznie fajnie się oglądało :)
Chyba najlepszy jak do tej pory , nareszcie podróż w fajnie miejsce :)
1 . Snart Mick Sara i jeszcze czasem Ray to są aktorzy ( postaci :) dla ktrórych oglądam ten serial ,
2 Ray + Kendra . już pisałem wcześniej po co to w ogóle jest żeby ludzi denerwować i doprowadzać do szału z odcinka na odcinek
3 . Plusy odcinka to na pewno scena walki w barze , klasyka każdego dobrego westernu , zwłaszcza gość grający do końca na pianinie . Scena kiedy Sara upija Micka ( wielki banan na twarzy :) Ray i jego suchary ( jestem John Wayne :) , tak jak ostatnio Hannibal mega .:)
4 . Ciekawe czy w tej walce pomiędzy załogą a tymi 3 z przyszłości Atom zabił jednego z nim przelatując przez niego tak to wyglądało , być może tylko przeszedł przez bark ale wyglądało to inaczej
5 . Wątek Sary i Kendry w drodze do taj staruszki ,i złote rady Sary nie bardzo mnie interesowały /
6 . Snart dla mnie jest na razie najlepszym bohaterem z nich wszystkich niby mu nie zależy ale zawsze pomaga drużynie ratuje doktorka , potem ratuje Ray i na końcu nie chcę zostawić Jeffersona .
7 . Rip nadal dla mnie jest najsłabszym ogniwem po Caterze oczywiście , przynajmniej nie musiał się przebierać jak wylądowali w Dakocie :)
8 . Scena kiedy wchodzą do miasta mega , dobra muzyka , zwolnione tempo . każdy się na patrzy , brakowało jeszcze wejścia do baru przez otwierane na boki drzwi :)
Czekam na kolejne odcinki :)