A nawet bardzo. Na tyle, że nie dotrwałam do końca pierwszego odcinka. Mniejsza z infantylnym śledztwem Lucyfera, problemem był on sam. Jedyne słowo, które jak dla mnie doskonale określa całą jego postać, to cringe. Chciałam dać mu szansę, ale matko jedyna, każda jego kwestia sprawiała wrażenie, jakby była napisana przez jakiegoś gimbusa. Szczególnie te nieśmieszne, udające inteligentne komentarze i odzywki, brr. Mam tylko nadzieję, że w komiksie tak to nie wyglądało, bo to by mnie dobiło.