Serial wciągną mnie niesamowicie i wyczekuję teraz na 5 sezon.
Jednak w trakcie trwania serialu bardzo zaczął mnie irytować wątek miłosny a konkretnie Lucyfera i Chloe. Rozumiem że w pierwszych dwóch sezonach poznawali się i relacja musiała dojrzeć, jakieś tam podchody itp.
Jednak 3 sezon bardzo się ciągnął i liczyłam, że w końcu coś się odrobinę zadzieje albo chodź pod koniec sezonu.
W pewnym momencie pewien ich schemat zrobił się mega irytujący.
A mianowicie, gdy tylko nasza parka zostawała razem, sam na sam, robiła się romantyczna atmosfera to, ktoś wchodzi, ktoś dzwoni i momentalnie romantyczna chwila idzie w niepamięć jakby nic się nie działo. Nawet po pocałunkach, rozmyślają się, znikają i jakby po tym wszystkim zapominali że coś się między nimi zadziało.
Po czym znowu coś zrozumieli i całe podchody zaczynają się od początku. Taki smaczek byłby fajny ale nie ciągle przez 3 sezony. W 4 sezonie chodziarz Chloe opowiedziała o swoich uczuciach.
W pewnym momencie zauważyłam że gdy znów robiła się romantyczna atmosfera myślałam " na bank zaraz znów coś się odje***e i nic z tego nie będzie" :D
Czy tylko ja mam takie spostrzeżenia? :D
Może jeśli 5 sezon będzie tym finałowym to raz a porządnie zakończą ten wątek i najlepsze momenty zostawili na sam koniec.
masz rację. mnie też prowadzenie relacji miłosnej Lucifera i Chloe jakoś drażni. Początek był fajny, bo takie "podchody", poznawanie się, zdobywanie zaufania i wzajemna fascynacja, ale później właśnie jak opisałaś. zawsze było coś nie tak, albo coś stawało im na drodze. Niby chcieli być razem, ale nie. Niby coś do siebie czuli, ale nie do końca. itd. itd.