Taki "przyjemniutki" jednym słowem. Można się odstresować, dobra muzyka też na plus. Jednak z drugiej strony uderza podobieństwo do Constantine'a, Mentalisty (Castle? Sherlocka?). Akcent i maniera głównego bohatera oraz pojawiający się anioł, kiedy zatrzymuje się czas - naprawdę ciężko nie skojarzyć z Johnem. Relacje między Luciferem a panią oficer też nic nowego. Mimo to pilot warto obejrzeć, byle nie mieć wielkich oczekiwań. Sam wpisuje serial na listę guilty pleasure, na pewno obejrzę następny odcinek w przyszłym roku.