Jak w temacie, mało o muzyce, za to dużo amerykańskiego gadania o uczuciach. Na dluższą metę to bardzo męczy. Jeszcze te feministyczne wstawki. Rozumiem pomysł tworzenia zespołu od zera i filmowego dokumentowania tego, ale ten zespół ma tyle wspólnego z dobrą muzyką, co Sex Pistols z rockiem progresywnym.