PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=677970}

Miasteczko Wayward Pines

Wayward Pines
7,0 12 157
ocen
7,0 10 1 12157
Miasteczko Wayward Pines
powrót do forum serialu Miasteczko Wayward Pines

Na wszelki wypadek jeszcze raz - poniższy tekst zawiera duże spoilery.


Obejrzałem (lub oglądam, jeżeli wciąż pokazują się nowe sezony) ponad 30 seriali. Ten był zdecydowanie najgorszy Ale tak zdecydowanie, że bardziej się chyba już nie da. Nie sądziłem, że 2. sezon „Detektywa” tak szybko awansuje na pozycję przedostatnią, ale „Miasteczko Wayward Pines” zajęło z wielkim hukiem najniższe miejsce mojej listy i chyba się stamtąd nie ruszy (choć podobno ma powstać kolejny sezon. No ale musiałbym go jeszcze obejrzeć...). To było coś katastrofalnie fatalnego… Żeby film/serial wciągał i angażował emocjonalnie, muszą zagrać dwie rzeczy – opowiadana historia i występujący w niej bohaterowie. Scenariusz i relacje pomiędzy postaciami. Tutaj zawiodło wszystko – fabuła jest dziergana dratwą z niepasujących kawałków materiału, postacie płaskie i nijakie.
Aktorsko wszyscy byli tak słabi, że ciężko znaleźć kogoś, z kim można było się utożsamić, kogoś, komu można było kibicować. Rodzina Burke’ów, kórym poświęcono najwięcej ekranowego czasu, wypadła tu chyba najgorzej. Drewniany, irytujący Matt Dillon (Ethan). Shannyn Sossamon (Theresa) grająca jedną miną, cały czas na tym samym poziomie emocji. Żadnej chemii pomiędzy mężem i żoną. Charlie Tahan (Ben) beznadziejnie mdły. Dziewczynę (Amy) dobrali mu chyba na podstawie tych samych cech. O fatalnych relacjach pomiędzy bohaterami, ich durnym i nielogicznym postępowaniu, o poświęceniu się głównego bohatera, które zupełnie mnie nie ruszyło (i które moim zdaniem wcale nie było takie konieczne), nawet nie chce mi się pisać.


A historia? Próbowałem ją sobie ułożyć i wyszło mi coś takiego:

- naukowiec i zapewne milioner David Pilcher przeczuwa, że ludzkość zmierza ku zagładzie. Chcąc pozostawić sobie nadzieję na jej odrodzenie, we wnętrzu góry nad tytułowym miasteczkiem, buduje wielką, logistycznie i technologicznie skomplikowaną „bazę”;

- aranżując różne wypadki porywa ludzi, dobranych na podstawie jakiegoś nieokreślonego klucza, i wprowadza ich w stan hibernacji. Na koniec zamraża sam siebie;

- oczywiście nikt nie wiąże zniknięć ogromnej ilości osób z jego pracą i badaniami. „Baza” zapewne pozostaje nieodkryta ani podczas budowy, ani podczas jej późniejszego istnienia, dopóki niezamrożona reszta ludzkości nie dociera w końcu do zagłady;

- przez 2000 lat „baza” (bezobsługowa, fiu fiu…) działa sobie nienaruszona, zasilana tajemniczym niewyczerpywalnym źródłem energii;

- Pilcher wyłazi z hibernacyjnego baniaka. Stwierdza, że miał rację i ludzkość jako taka przestała istnieć. Ewoluowaliśmy w coś, co zostało nazwane „abbami” – w drapieżne, bardzo agresywne bestie, nie mające wrogów w naturalnym środowisku, wbijające zęby we wszystko co się rusza;

- pomysłem pana naukowca na odrodzenie ludzkości w tej niezbyt przyjaznej przyszłości jest budowa typowego, amerykańskiego miasteczka, a następnie zasiedlenie go. Od zagrożeń trzeba je odgrodzić, dlatego też tam, gdzie miasteczka nie otaczają góry (przez które żaden drapieżnik na pewno nigdy się nie przedostanie), buduje mur. Mur ten zostaje podłączony do prądu i zasilany jest tym samym tajemniczym niewyczerpywalnym źródłem energii;

- oczywiście Pilcher nie buduje miasteczka i muru sam jeden, na pewno odmroził sobie kogoś do pomocy. Potem ci ludzie stają się zapewne „obsługą” Wayward Pines;

- obudzeni ze stanu hibernacji zostają pozostali. Pilcher oznajmia im, że poza wspomnianą obsługą są oni jedynymi ludźmi na Ziemi, a niebezpieczeństwo czai się z każdej strony. Pewnikiem wspomina temu i tamtemu, że trafili do 4028 roku niejako pod przymusem. Ot, „Porwałem Was i zamroziłem na 2000 lat, bo ludzkość zmierzała ku zagładzie. Ale spoko kefir, razem ją tutaj odbudujemy. Tak naprawdę to Was uratowałem”. Wszystkim po kolei pewnie wmawia, że akurat jechali do Wayward Pines i akurat tam mieli wypadek (dobrze, że w mieście jest ładny, zielony szpital). Po takiej dawce świeżych informacji cała społeczność miasteczka dostaje kota, dusi swoje dzieci i wiesza się na strychach nowiutkich domków. Niektórzy wjeżdżają w latarnie i podpalają swoje samochody;

- nasz genialny naukowiec był chyba na tyle przewidujący, że na szczęście zostawił sobie porcję potencjalnych mieszkańców w zamrażarce. Stwierdza, że obudzi sobie populację „B”, której tym razem nic nie powie o otaczającym świecie, zamknie wewnątrz murów i każe im żyć wesoło i szczęśliwie jak gdyby nigdy nic. Na pewno nikt nie będzie dopytywał jak się tam znalazł, a już na pewno nikt nie będzie próbował wydostać się za ogrodzenie;

- co więcej, nasz genialny naukowiec stwierdza, że tak naprawdę dorośli nie są mu potrzebni. Szansą na odtworzenie cywilizacji są tylko dzieci i młodzież do lat 18. Tylko im (poprzez blond usta nauczycielki Megan) mówi, gdzie są. I co ważniejsze – kiedy są. I zabrania im dzielić się tą wiedzą z rodzicami czy kimkolwiek, kto już dawno wyrósł z wieku szkolnego. Wypisz wymaluj – idealny przepis na odrodzenie ludzkości, nie ma co…;

- żeby czasem nikomu nie przyszło do głowy uciekać z miasteczka, każe wszystkim powtarzać zbiór idiotycznych zasad („Ciesz się życiem w Wayward Pines” i takie tam) i 24 godziny na dobę obserwuje ich na monitorach, z których każdy wyświetla obraz z pierdyliarda kamer jednocześnie (przy czym kiedy naprawdę coś się na oku kamery dzieje, to akurat jedna z operatorek schyla się po strącony przez nią kubek. Dobrze, że nie wylała herbaty na komputer, bo w mieście nie widziałem sklepu z częściami…). Co bardziej wychylającym się zostają poderżnięte gardła. I tak oto w atmosferze strachu i uśmiechu przez zaciśnięte zęby odradza się cywilizacja ludzi cywilizowanych;

- oczywiście taka „utopia” nie ma prawa się sprawdzić. W końcu znajdują się odważni, którzy przy pomocy wystruganych w przydomowych warsztatach bomb zamierzają siłą przebić się na wolność. I prędzej czy później komuś musiało się to udać. Wszyscy to widzą, tylko nie nasz genialny naukowiec, który jak mantrę powtarza, że to nie ta wolność jest najważniejsza, ale przetrwanie gatunku. I dalej robi wszystko, żeby gatunek przetrwał. To nic, że jedna szczelina w burcie może zatopić całą arkę i wtedy gatunek nie przetrwa, ale zostanie przetrawiony. W dalszym ciągu nie będziemy mówić nikomu, że nie warto w tej burcie wiercić dziurek i czym może się skończyć powodzenie tych prób. Może przestaną wiercić?;

- nie przestają. Bunt zaczyna się rozprzestrzeniać i realna staje się sytuacja, że społeczność miasta chcąc nie chcąc zapozna się z faktami grasującymi tuż za murem. Co robi nasz genialny naukowiec? Oczywiście dalej wszystko, żeby gatunek przetrwał. Zaczyna od wyłączenia zabezpieczeń w ogrodzeniu. Pewnie się przestraszył, że ludzie znowu mogą nie przeżyć szoku związanego z poznaniem prawdy, więc niech ich ta prawda zeżre. Tak się szczęśliwie złożyło, że na dolnej półce w zamrażarce jest jeszcze trochę zapasów na czarną godzinę – populacja „C”;

- pan Pilcher chyba zapomniał, że w miasteczku – oprócz niepokornych dorosłych – są jeszcze dzieci i młodzież do lat 18, z którymi wiąże takie wielkie nadzieje. Jakoś nie bardzo przejmuje się ich losem, być może liczy na to, że wyczują pismo nosem i porzucając swoich rodziców schowają się szybko w bezpiecznym pokoiku, wyposażonym w dużą ilość zapasów. Oczywiście o tym pokoiku wiedzą tylko dzieci i młodzież do lat 18;

- naszemu naukowcowi nie będzie dane zobaczyć, jak ludzkość powstanie z popiołów w nowej, pięknej przyszłości. Nie pozwoli mu na to ołowiana kulka, umieszczona w klatce piersiowej przez jego własną siostrę. Szaleństwo w imię nauki zostaje przerwane. Niedobitki mieszkańców znajdują schronienie w „bazie” martwego Pilchera. Wystarczy już tylko włączyć zasilanie muru i pozbyć się bestii, które wciąż w miasteczku się znajdują;

- prawie-happy-end staje się możliwy dzięki poświęceniu głównego bohatera, zrzucającemu – przy pomocy wystruganych w przydomowych warsztatach bomb – windę na głowy bestii, które wciąż w miasteczku się znajdują. Prawie-happy-end okazuje się nieco mniejszy, bo syn głównego bohatera, z rozpaczą wypatrujący ojca w pogiętym żelastwie na dole szybu, zostaje uderzony w głowę żelastwem spadającym z góry;

- prawie trzy i pół roku później chłopak budzi się ze śpiączki, wciąga gacie na wychudzony tyłek i wychodzi ze szpitala. Okazuje się, że prawie-happy-end tak naprawdę wcale nie jest happy. Tak jak jego ojciec na początku pierwszego odcinka, tak teraz on na końcu ostatniego idzie główną ulicą miasteczka i rozgląda się zdezorientowany. Pewnie już zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, o czym wiemy i my: dzieci i młodzież do lat 18 przejęły władzę na mieście i teraz to oni będą sami odradzać ludzkość. Żeby nikt im w tym zadaniu nie przeszkadzał, zamrozili wszystkich dorosłych (żeby ci czasem znów nie wywiercili dziury w burcie arki szczęśliwości). No może nie wszystkich, bo ktoś tam dynda powieszony na latarni, z tabliczką z napisem „Nie będę uciekał” czy coś w tym stylu. To tak na wszelki wypadek, jakby ktoś zapomniał co czai się za murem i zapragnął udać się na wycieczkę…


Powyższe streszczenie pełne jest ironii i szyderstwa. Ale nie umiem tego inaczej napisać. Sami przyznajcie, ile bzdur i absurdów zaproponował nam pewien pan, który kiedyś zrobił bardzo dobry film o małym chłopcu widującym duchy…

ocenił(a) serial na 1
kubisz77

Ech... Fragment "Wszystkim po kolei pewnie wmawia, że akurat jechali do Wayward Pines i akurat tam mieli wypadek (dobrze, że w mieście jest ładny, zielony szpital)" powinien oczywiście znaleźć się w akapicie niżej, poświęconemu populacji "B",

ocenił(a) serial na 5
kubisz77

Shyamalan nie napisał scenariusza do tego serialu, tylko go wyreżyserował. A do piątego odcinka ta opowieść była całkiem intrygująca. Być może dlatego, że była tak tajemnicza i jeszcze nie wiedzieliśmy, do czego prowadzi i z czego wynika...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones