"Mildred Pierce" miażdży; powolnie rozegrany (wręcz staroświecko rozwlekle), ale konsekwentny i spójny serial. Sporo długich, melodramatycznych scen, które jednak wbijają w fotel i są w tej narracji potrzebne. Historia może się wydawać schematyczna ("od pucybuta do milionera" i matka-ofiarnica, hodujaca na piersi żmiję), wręcz po amerykańsku banalna, a jednak ma siłę. Dobrze nakręcona, bez skrótów, bez płycizn, na poważnie.

Kate Winslet jest tu nieziemska, ale co zrobiła Evan Rachel Wood... przyznam że tak diabolicznej, podłej postaci dawno w kinie nie było :) Jeśli zło wcielone istnieje, to jest to Veda Pierce :)

Polecam, każdy odcinek odpowiada za trochę inny etap życia bohaterki, ale każdy dobrze się łączy w całość. Ostatecznie serial ma wymowę pozytywną, ale jednak gorzką. Mildred Pierce nic nie zdołało złamać, a przeżyła wiele; takie to ciepłe dodanie otuchy Ameryce w kolejnym wielkim kryzysie (bo historia Mildred rozgrywa się w czasie Wielkiego Kryzysu w latach 30. w USA).