Mindhunter to taki serial-zagadka. Z jednej strony niesamowicie wciągający, świetnie nakręcony, zagrany, napisany. Historia, choć powolna, jest wręcz genialna.Ale z drugiej - to nie jest dokończony serial. Fincher wyprodukował serial na poziomie Zodiaku, Social Network czy innych swoich świetnych filmów... a potem odszedł robić inne rzeczy.I to nie jest wcale tak, że Netfliks mu zabronił produkować kolejnych sezonów - Fincher sam przyznał, że... po prostu się znudził. Właściwie tuż po sfilmowaniu 2. sezonu zaczął pracować nad Mankiem, też dla Netfliksa.Najgorsze jest to, że ewidentnie nie jest to serial tworzony z myślą "od sezonu do sezonu" - s1 to bardziej wstęp, s2 to początek większej intrygi, która jednak nigdy nie nadejdzie, bo Fincherowi się znudziło. Akcja urywa się, nie spoilując za wiele, w najgorszym możliwym miejscu - trójka głównych bohaterów przechodzi swoje własne kryzysy, do których doprowadziły ich własne działania, a co za tym idzie - mają wrażenie, że ich dotychczasowa praca jest bez sensu. A jako że nie będzie sezonu 3 (albo przynajmniej na to się nie zapowiada) - tak właśnie wygląda zakończenie! Gratulację, widzu, właśnie spędziłeś 20 godzin na historię, której morałem jest, że nie warto.Najbardziej kuriozalnie wygląda też rozwinięcie największej zalety i najbardziej charakterystycznego elementu Mindhuntera - wywiady z mordercami i wykorzystanie raczkującej nauki o profilowaniu do szukania morderców. Jeden z seryjnych morderców, BTK, pojawia się co odcinek i z wikipedii można się dowidzieć, że agenci, na których oparto Holdena i spółę, później go tropili. No, nie w tym serialu, co zostawia widza z blisko godziną bezsensownych scenek rodzajowych, w których BTK się masturbuje, przebiera, chodzi do biblioteki i pali papierki. Angażujące, nie powiem!
W skrócie - Mindhunter to taka wciągająca, genialna książka, której połowę ktoś wam wyrwał i wyrzucił do kosza i poszedł pisać kolejną. Wyobraźcie sobie fight club, który kończy się po kilku walkach albo social network, który skończy się na uruchomieniu wczesnej wersji facebooka. No fajnie, no spoko, ale co z tego?