Zarówno w ekranizacji z 2005 roku, jak i tej z 1988 bardzo rozczarowała mnie pewna rzecz, mianowicie wyżej wymieniony Woland. Nie chodzi mi bynajmniej o grę aktorską, gdyż zarówno Holoubkowi jak i Basiłaszwilowi szarmancji i uroku odmówić nie sposób. Jednak warunki fizyczne obu panów pozostawiają wiele do życzenia. Czytając książkę, wyobrażałam sobie Wolanda jako wysokiego, smukłego dżentelmena o kruczych włosach. W powieści była wzmianka, jakoby Woland był koło 40-dziestki, więc już powiedzmy lekko podstarzały. Jednak Woland w mojej wyobraźni miał być takim Jaredem Leto. Rzecz jasna nie chodzi o to, że tak wyglądał, tylko że tak jak i Jared, mimo upływu lat, miał być bardzo przystojny. Czytając, właśnie tak go widziałam. W tym utwierdziły mnie na przykład słowa, które Azazello wypowiedział ku Małgorzacie, że każda kobieta na świecie marzyłaby o tym by mu się oddać. No a serialowy Woland bardzo zakłócił jego obraz w mojej głowie. Szkoda.