Tak oceniam cztery dotychczas pokazane odcinki. Po obiecującym pilocie liczyłem na powiew świeżości, antyglobalistyczną opowieść w technologicznych klimatach nigdy nie zasypiającego Nowego Jorku. Z odcinka na odcinek jest tylko gorzej. Po pierwsze akcja potwornie zwolniła, i ani dialogi, jedne czerstwe, inne przyprawiające o myśli samobójcze, ani antypatyczne postacie nie są w stanie zrekompensować tempa. Serial coraz bardziej się rozszerza i rozwleka, ale scenariusz łagodnie mówiąc nie powala. Po drugie, ideologizacja Robota zaczyna coraz bardziej denerwować, chociaż spodziewałem się mocno lewicowego obrazu,. ale nie takiego gdzie co trzeci jest gejem, muzułmanie są uczynnymi i bogobojnymi ludźmi, kapitalizm to największy wróg ludzkości, a idealną głową państwa byłby Krzysztof Kononowicz. Po trzecie chybione pomysły. Po co ta pasująca tu jak kwiatek do kożucha podróba Lyncha w 4 odcinku? Słaby scenariusz? Jedyne co dobrze udało się twórca i Malekowi to kreacja głównego bohatera, i zamiast skupić akcję wokół niego i jego umiejętności, akcja krąży gdzieś wokoło jak uczestnik Milionerów po 4 opcjach wyboru, a niewidzialny Hubert Urbański w coraz bardziej żenujący sposób stara się nas naprowadzić na właściwą ścieżkę. Póki co jedno z większych rozczarowań lata. Szkoda.