Przyznam, że pierwsze 3 odcinki 2 sezonu były dość srednie i brakowało mi w nich tego czegoś, co było w 1 sezonie. Ale 4 odcinek oddal mi to wszystko w 200%!! Serce mi bilo jak szalone przez praktycznie cały odcinek.
Mnie może serce nie biło szalenie, ale cieszę się, że serial wraca na dawne tory (ze szkodą dla Elliota, bo poddaje się psychozie). Zastanawia mnie cały czas postać Tyrella, czekam na wyjaśnienie tego wątku. Są teorie, że Tyrell to tylko kolejna imaginacja Elliota, ale ta cała Joanna zdaje się temu przeczyć.
Ocinek dobry ale Tyrell to na pewno nie następna osobowść Elliota bo przecież Tyrell jest najbardziej poszukiwany na świecie i nikt by go nie poznał ?
Serial bez Tyrella dużo traci moim zdaniem. Niestety mam takie przeczucie że ta postać pojawi się dopiero w finale ;/
Wciąż nuda i bełkot. Spadli z wysokiego konia, ale oglądam bo forma wciąż świetna.
Po początkowej scenie miałam nadzieję, że w końcu drugi sezon się rozkręci, bo jak na razie bohaterowie stoją w miejscu, a fabuła bardzo powoli idzie do przodu (w przeciwieństwie do sezonu 1, gdzie prawie cały czas coś się działo). Ale nie, dalej obserwujemy walkę Elliota z samym sobą i jego schizami, Angelę, która chyba chce przejść na "ciemną stronę mocy" i Tyrella, który... A przepraszam, jego dalej nie ma. Chociaż po końcówce odcinka zapowiada się, że w końcu akcja ruszy do przodu :)
postać Ray'a też wygląda tajemniczo. Wydaje mi się, że coś namiesza. Póki co jest dla Elliota źródłem do wirtualnego świata, ale też mędrcem. Postawił na pójście drogą proroka, kosztem własnego zdrowia. Super scena z tym stołem i burzącym się biurem EC.
Scena ze stołem rzeczywiście fajna ;) Ale dla mnie raczej ze względu na to, że w końcu pokazano nam Tyrella w tym sezonie xD