Serial trochę o superbohaterach...
Mamy geniusza z wycofaniem społecznym (uff całe szczęście, że jest przystojny), który walczy z cyber-złem, aby w końcu iść na ostateczne starcie z korporacją, która zabiła mu ojca...
Jest dziewczyna, bardzo krucha i wrażliwa, w której nasz bohater się kocha, jeszcze nie odważył się tego wyznać, widać za to, że będzie ją często ratował...
Jest i psychopatyczny czarny charakter, tak skrajnie zły, że aż bije bezdomnego za pieniądze, zamiast wyżyć się na squashu. Pokazali, że to twardy orzech do zgryzienia, nie dał się zhackować naszemu geniuszowi za 1szym razem... Będzie walka łeb w łeb.
No i fsociety - tajna organizacja "superbohaterów" - doświadczony herszt bandy, ostra niezła laska, geek-grubasek no i jakiś czarnoskóry (żeby nie było...).. Do szczęścia brakuje im umiejętności naszego wybrańca, trochę go podpuszczają i wszystko w końcu idzie wg schematu.
Takie przemyślenia po obejrzeniu 3 odcinka.

Czy cos mnie tu jeszcze zaskoczy? Czy lepiej sobie darować?
Może to nie moja bajka, może nie umiem docenić po fantastyczym "Billions" i ciekawym "The night of", gdzie postaci są wielowymiarowe, a nie czarno-białe i scenarzyści potrafią obrócić wszystko o 180 stopni.