Ostatni przypadek śmiertelny w tym serialu miał miejsce jakieś dwadzieścia odcinków temu. Ech, żeby w Polsce istniały takie szpitale...
Dawkowanie...
Na samym początku "Na dobre i złe" było do zniesienia i miałem nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Tymczasem stało się zupełnie na odwrót. Rozumiem, że oddanie realiów polskich szpitali nie było zadaniem reżysera, dlatego też nie czepiam się już śmieszności diagnoz czy ilości przypadków śmiertelnych, które można policzyć na palcach jednej ręki. Tym niemniej, to co mnie przeraża i uniemożliwia od kilku tygodni siadanie pzed telewizorem, jest odstraszająca tandetność i niesłabnący poziom nachalnego lukru. Te półminutowe ujęcia twarzy bohaterów, te sentymentalne melodyjki w tle, te dydaktyzmy... Muszę to sobie dawkować i dlatego od pewnego czasu nie oglądam. Może się jeszcze odważę.
Dokładnie
Dokładnie! A na dodatek w co drugim odcinku Brunon rozmawia z tą swoją córką, że będą sobie wszystko mówić, że będą szczerzy i się przytulają. Zdarza się to jeszcze częściej niż emitowanie przez TVP filmu "Vabank".