Ale moim zdaniem słabszy od Kompanii Braci. Może to trochę kwestia teatru wojennego, ale chyba to nie to. Fabuła serialu jest jakaś taka mniej wciągająca. Było tu kilka odcinków, w których mało co się działo, co mnie kurde obchodzą np. podboje miłosne? Motywy, które powinny zająć z 10 minut każdego odcinka, tu są rozwleczone na cały, albo większość.
I po prostu rozwalił mnie moment, jak Sledge włazi do japońskiej chałupy i napotyka ranną kobietę, która prosi go, żeby skrócił jej męki, a on zamiast ją zastrzelić, to ja przytula. No brawo, panie litościwy amerykański żołnierzu, morfiny byś jej lepiej dał, przynajmniej by się jej umierało bezboleśnie.