Po wielu latach poszukiwań, w końcu udało się obejrzeć. Wreszcie całość zamieszczono na vod TVP. Dotychczas serial pamiętałam „przez mgłę”, gdy jako dziecko oglądałam go wspólnie z rodzicami w niedzielne wieczory, w ówczesnej rzeczywistości końca XX wieku.
Po obejrzeniu 25 lat później, nasunęło mi się kilka refleksji.
1. Zapewne sporo scen było „delikatnie” reżyserowanych, a mimo to, serial wyszedł do bólu naturalnie, czasami brutalnie wręcz obnażając rzeczywistość, bez kolorowania, bez pudru, bez retuszu. Bohaterowie zostali przedstawieni takimi jakimi byli w realnym życiu – autentyczni, prawdziwi, wpisujący się w tamtejsze, polskie, pokomunistyczne realia.
2. Seria „Czas na dokument” jako taka była bardzo wartościowa, a „Pierwszy krzyk” to moim zdaniem jedno z jej większych sukcesów. Był to ostatni dobry czas telewizji polskiej i dziennikarstwa.
3. Przypuszczam, że w dzisiejszych czasach tego typu treści by nie przeszły. Zbyt drastyczne. Zbyt mocne. Na FB i IG zdjęcia przedstawiające krew – mam na myśli te z zabiegów operacyjnych – są cenzurowane jako zbyt brutalne.
Czasami „influencerki” pokazują publicznie swoje zdjęcia z porodu, ale zdaje się, że wyłącznie dla rozgłosu i zasięgów.
4. Warunki szpitalne wydają się być dość prymitywne i raczej wymagające remontu. Mimo to ten krakowski szpital traktowany jest jako jeden z lepszych, przynajmniej jeśli chodzi o poród. (Nie mam pojęcia, jak to wygląda obecnie.) Ponadto jedna z seniorek w serialu stwierdza „że kiedyś takich wygód nie było” :) Niestety dopiero obecnie większość szpitali zaczyna się powoli remontować.
Większość kobiet rodziło bez znieczulenia, na leżąco, standardowo siłami natury. Nawet bliźniaki rodziły się naturalnie! – choć po twarzy rodzącej było widać, że nie ma siły na urodzenie drugiego dziecka. Brak opieki okołoporodowej, a może bardziej świadomości i wiedzy. Niektóre kobiety zdają się być pierwszy raz na USG tuż przed porodem ! Ludzie często nie chcą znać płci dziecka.
5. Lekarze i personel medyczny. Oczywiście przed kamerą musieli się zachowywać zapewne trochę inaczej. Była to stara, po-prlowska kadra, która nomen omen, dopiero teraz powoli zaczyna się wymieniać na młodsze pokolenie. Jedni bardziej empatyczni i otwarci na ludzi, inni mniej. Jednak co rzuca się w oczy – lekarze nie byli jakąś wyjątkową kastą społeczną, uważającą pacjentów za klientów. Byli jakby bardziej normalni, byli częścią tego społeczeństwa. Przynajmniej takie mam odczucie, choć nie pamiętam tego z autopsji.
6. Naturalność kobiet. Mam tu na myśli nie tyko rzęsy do nieba, czy ust jak za przeproszeniem du*a pawiana, ale w większości przypadków zupełny brak makijażu. Niektórych to zaskakuje, innych przeraża, jeszcze u innych budzi podziw i nostalgię za tymi minionymi czasami, za naturalnością, za tym, co zdaje się, już nie wróci.
7. Bezrobocie. Dramatem wielu Polaków w tamtym czasie było ogromne bezrobocie. Był to czas „kolesi”, którzy dorabiali się na przekrętach, a uczciwi, chcący pracować na chleb ludzie, egzystowali na granicy ubóstwa. Wielkie państwowe zakłady upadały, lub przechodziły w ręce prywatne. Ludzie masowo tracili pracę, która „za komuny” była wręcz obowiązkiem. Zaczął się czas tzw. „Januszexów”. Ludzie harowali u takiego Janusza za „miskę ryżu” i jeszcze go za to całowali po rękach. W społeczeństwie tkwił wpojony „etos pracy”. Pracę trzeba szanować i trzymać się jednego miejsca za wszelką cenę. Dobrze, że w młodym pokoleniu „Z” to myślenie jest już zupełnie inne.
8. Obraz polskiego społeczeństwa w końcówce lat 90-tych. Dziś powiedzielibyśmy, że w programie została ukazana raczej uboga część społeczeństwa, a niekiedy wręcz „patologia”. Jednak wówczas to się kształtowało trochę inaczej. Mamy tu raczej „robotniczą klasę społeczną” – używając socjalistycznej nomenklatury – która gloryfikowana (oczywiście oficjalnie) w PRL, w początkach „kapitalizmu” nie potrafiła się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Mamy też ludzi z marginesu, żyjących wyłącznie z socjalu, choć zdaje się, że nie był on wtedy tak rozbudowany jak obecnie. Pojawiają się także, choć rzadko ludzie aspirujący do czegoś, co współcześnie nazwalibyśmy klasą średnią. Wszystkie te osoby łączy jedno – życiowe dramaty. Brak mieszkania, pieniędzy, bezrobocie, niskie zarobki, egzystowanie na granicy ubóstwa, mimo niejednokrotnie ciężkiej pracy. Mieszkanie w jednym małym pokoju, kątem u rodziców czy w socjalnej klitce. A mimo to ludzie decydowali się na dzieci. I jakoś te dzieci się chowały – może bez wygód, bez smartofonów, bez mnóstwa zabawek, a jednak nikogo to wtedy nie raziło i raczej nie przychodziły do głowy dylematy typu „czy stać mnie na dziecko?”. Dziś powiedzielibyśmy – być może słusznie – że większość z tych ludzi absolutnie nie powinna mieć dzieci, bo zwyczajnie nie mogą sobie na nie pozwolić. Powiedzielibyśmy – być może słusznie – że mnoży się patologia, że sprowadzają na świat dzieci, które nie będą mieć godnego życia. A jednak to dzięki tym ludziom, tym malutkim bohaterom, którzy poświęcili się, aby wychować te dzieci – nieco patetycznie może mówiąc – jeszcze Polska nie zginęła :)
Wyszedł mi tu jakiś luźny esej, więc jeśli ktoś dobrnął do końca, to pozdrawiam :) ;)
I na koniec pytanie – czy ktoś wie, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów serialu?
A może czyta to któreś z dzieci, które się urodziło w programie „Pierwszy krzyk” na oczach milionów widzów, bądź co bądź już ćwierć wieku temu – i mogłoby opowiedzieć coś o sobie, o odczuciach swoich rodziców, oraz ich opowieściach o tym, jak to wyglądało kręcenie serialu „za kulisami”?
:*