Wkurzające zakończenie sezonu - zbyt niedopięte. Chyba każdy sezon już będzie kończył się pechowo dla Flinta aż na końcu go uśmiercą. Niesmak - nie tyle niedosyt, co właśnie niesmak - spartolili sprawę. Nie czekam już więcej z taką niecierpliwością na trzeci sezon, z jaką czekałem na drugi.
Moim zdaniem odcinek 10 był naprawdę solidnie zrobiony, pełno akcji, tempa, rozwiązań. Tylko że...
Tylko że średnio jak na odcinek finałowy. Podobnie jak finał pierwszego sezonu.
Black Sails powinni lecieć ciągiem, bo te finały naprawdę im nie wychodzą. Po prostu akcja przerwana i tyle.
Ale nie powiem, pojawia się Flint, nie ten romansujący z innych chłopcami, ale ten skurczybyk co wybił całą swoją załogę, żeby nikt nie znał lokacji skarbu.
Silver awansuje na kwatermistrza i to w jaki fajny sposób. A do tego traci nogę (chociaż w książce stracił ją w nieco innym miejscu).
Ta wnerwiająca Eleanor wyekspediowana do Londynu (i oby tam zawisła) chociaż pewnie ją chłopcy na Hiszpanie odbiją...
I wreszcie biedny Jack i Ann - szkoda ich bo i tak wiadomo kto w końcu położy łapy na złocie z Urcy. Chociaż z drugiej strony, akurat tych dwoje i Max nie zrobili nic, żeby na taki łup zasłużyć :)
Czyli co, 3 sezon to republika piracka vs angole?