Czy coś przegapiłam, czy wydaje mi się tylko, że ta cała praca genealoga była niepotrzebna? Dopasowanie DNA znaleźli po zbadaniu wymazu w laboratorium i porównaniu ich bezpośrednio z DNA sprawcy. Czyli tak, jak robili na początku śledztwa z wieloma osobami. Ok, próbka była pobrana dzięki rozgłosowi, który zrobił naukowiec, ale nie dzięki jago metodzie.
To genealog wskazał mordercę. Porównanie jego dna było już tylko upewnieniem się czy to on czy jego brat.
Owszem, ale:
Już w raporcie z laboratorium była informacja, że zbieżność jest bardzo duża i to ,,1st cousin'', czyli bardzo bliska rodzina. Dotyczy to całkiem młodej osoby, Szwedki urodzonej i wychowanej w Szwecji, nie imigrantki, na pewno wszelkie danej dotyczącej jej i jej rodziny są w wielu bazach. Naprawdę policja nie była w stanie sama dojść do tych kilku mężczyzn z jej rodziny bez grzebania w stuletnich księgach parafialnych?
Całkiem podobna sytuacja była kilka lat temu w Świnoujściu. Facet zabił i zgwałcił kilak kobiet, znaleziono jego DNA, sporządzono profil i wytypowano pasujących mężczyzn do badań. Po czym z laboratorium przyszła informacja, że sprawcą jest ktoś bardzo bliski jednej z próbek, brat, ojciec itp. I policja sama była w stanie go znaleźć.
Możliwe, że w rzeczywistości było to bardziej skomplikowane niż w filmie.
1. To genealog pobrał od niej próbkę, bez jego udziału od nikogo by już wymazu nie pobrano.
2. Nie mogli sobie latać i wymuszać próbki od jej rodziny, musieli mieć zgodę góry na wszelkie działania przedstawiając dowody, nie poszlaki.
1. Pobrał, żeby jej pokazać, na czym polega metoda, bo była tym zainteresowana, a nie dlatego, że ją wskazał. Dlatego napisałam ,,dzięki rozgłosowi''.
2. Tu już nie wnikam, ale nie chce mi się wierzyć, że jeśli laboratorium mówi ,,mordercą jest ktoś z bliskiej rodziny pani X'', to policja nic nie może z tym zrobić.
Próbka od niej nie była pobrana dzięki rozgłosowi. To się działo 16 lat później kiedy policja nie wyrażała już zgody na pobieranie od miejscowych, dali tylko ona, policjanci i ich znajomi NA PROŚBĘ GENEALOGA. Z nią to był właściwie układ wywiad pod warunkiem pobrania wymazu.
Rozgłosowi w tym sensie, że chciała z nim przeprowadzić wywiad, bo była zainteresowana tematem. I tylko dlatego. Nie była wytypowana. Nie była w żadnej grupie podejrzanych, wskazanych. Nie, że metoda była skuteczna, tylko że zrobiło się o niej głośno. Na tym etapie jego metoda mogła być całkowitą bzdurą, a i tak znaleźliby mordercę. Nie, że metoda była skuteczna, tylko że zrobiło się o niej głośno. Tylko o to mi chodzi
Bez genealoga nie byłoby dziennikarki, która chce z nim przeprowadzić wywiad. Bez sledczego ciągle drazacego nie byłoby genealoga, sprawa miała iść do zamrożenia. Bez niego nie byłoby też nowej uzupełnionej próbki dna. Nikt by już tego nie badał. Ona owszem ułatwiła mu pracę, ale sam był już blisko.
No i tu mówimy o serialu. Serialu opartym na faktach, ale ubarwionym. W prawdziwej historii było tylko dna sprawcy, żadnej dziennikarki ;) Genealog wytypował obu braci na podstawie swojej metody i obu aresztowano.