Nie wiem, co sądzić o tym serialu. Trochę wciąga, a trochę człowiek zastanawia się cały czas, o czym on jest, ciągnie się przez te kilkanaście odcinków jak telenowela.
Po tym jak Marcos topił się i Tomas po wahaniu rzucił mu się na ratunek, tulił i nazywał swoim synkiem, a potem wrócił Oscar wydawało się, że fabuła pójdzie w kierunku, że w końcu zaakceptował go jako syna i będzie teraz bronił rodziny wszelkimi dostępnymi metodami.
A on po tym jak zastrzelił go przypadkiem w zasadzie podczas obrony własnej, próbuje uciekać, dostaje parę latek, staje się oszołomem, odcina się od rodziny, potem niby wraca, ale po co? Niby chce wrócić do rodziny, ale Marcosa nadal nie akceptuje i w zasadzie chce im rozwalić życie, a w sumie to realizować jakieś własne cele, w sumie to wrócić do dawnej kochanki i w jego działaniach nawet jak na psychola nie ma żadnego sensu i logiki.
Koniec nijaki, miałki, bezsensowny. Wszelkie punkty kulminacyjne serialu prowadziły do nikąd albo do totalnie bezsensownych akcji.
Oczywiście wszystko doprawione netflixową inkluzywnością.