Nie wiem jak w książce, ale w filmie nie było dopowiedziane kto w końcu miał dziedziczyć po pani Ferras. Lucy rzuciła Edwarda dla Roberta bo to on miał odziedziczyć majątek. Tak się zastanawiam czy matka Roberta odwołała ten zapis. Bo skoro wydziedziczyła Edwarda za narzeczeństwo z Lcy to czy nie powinna zrobić tego samego z Robertem?
Nie mogła wydziedziczyć obu synów, majątek musiał być przekazany jednemu z męskich potomków, inaczej przeszedłby w posiadanie dalszych krewnych. Nie znam dobrze prawodawstwa z ówczesnej epoki, ale wydaje mi się, że nie można było tak po prostu "odwołać" wydziedziczenia. Skoro uznało się, że dziedzic nie jest godzien swojej fortuny należało być konsekwentnym w tym postanowieniu.
Z tego co pamiętam z książki, zarówno Edward jak i Robert wrócili potem do łask matki (Edward bez swego bogactwa). Jednak stateczna i rozsądna Elinor nie cieszyła się taką sympatią jak podlizująca się Lucy.
Z tego co pamiętam w książce, w pewnym momencie stara pani Ferras wydziedziczyła obu synów (Roberta za ślub za Lucy). Później się z nimi oboma przeprosiła itd.
Też ekspertem od prawodawstwa angielskiego nie jestem, przeczytałam co najmniej kilka książek historycznych. Z tego, co się orientuje majątek mógł być objęty majoratem i wtedy po śmierci właściciela majątku (Mężczyzny) dziedziczył najstarszy męski potomek - i to niezależnie czy stosunki z nim były dobre czy też nie, nie można było go w tym przypadku wydziedziczyć, ani też majątku podzielić. Tak zresztą było z ojcem Marianny i Eleonory - majątek po panu Dashwodzie odziedziczył jego syn. W filmie jest zresztą taki fragment, gdy umierający mówi, że prawo nie pozwala mu podzielić majątku pomiędzy syna i córki.
Skoro stara pani Ferras była właścicielką majątku musiał być on jej osobistym majątkiem i - póki żyła - mogła z nim robić co tylko chciała, a więc także wykreślać i wpisywać do testamentu synów według swej woli / kaprysu.
Książka nie jest chyba tak dobra jak serial. Czytałem, ale nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak np. "Duma i uprzedzenie". O ile pamiętam to w "Rozważnej i romantycznej" jeśli chodzi o majątek rodziny Ferrars nie ma nic o majoracie. A swoją drogą to dzicz była straszna w tamtych czasach w tej tzw. Zachodniej Europie. W Polsce nawet wcześniej w XVI czy XVII wieku nie można było wydziedziczyć syna czy córki z majątku po zmarłym ojcu. Każdy z rodziców dysponował tylko własnym majątkiem. Za panowania Zygmunta Augusta głośna była sprawa Beaty Ostrogskiej, której córka odziedziczyła olbrzymi majątek po zmarłym ojcu. Mamusia przez kilka lat wyprawiała różne harce by nie dopuścić do małżeństwa córki aż w końcu wdał się w to wszystko sam król. Inaczej też było z majoratem. W Polsce nazywano to ordynacją. Osoba dziedzicząca w tej formie cały majątek była zobowiązana utrzymywać krewnych pozbawionych spadku. Np. po śmierci księcia Jeremiego Wiśniowieckiego jego żona Eleonora mieszkała do śmierci w Zamościu u swojego brata który był ordynatem zamojskim.
PS. A swoją drogą to istniały wtedy w Anglii banki i pan Dashwood skoro dysponował tak znacznym majątkiem mógł np. wpłacić za życia 30 tys. funtów na konto żony i córek skoro wiedział o majoracie. Oprocentowanie wkładu wynosiło wtedy ok. 10%, dziewczyny byłyby pożądanymi partiami jeśli chodzi o małżeństwo i pani Ferrars na pewno nie miałaby wtedy nic przeciwko małżeństwu Elinor z jej synem. W każdym razie ja bym tak zrobił. Tym łatwiej że nie mam majątku tylko kilka tys. długu. Na szczęście nie w funtach :)
On się chyba nie spodziewał, że tak szybko umrze - tak mi się wydaje, choć mogę się mylić
W książce ( o ile pamiętam) nic się nie zmieniło; dziedzicem majątku został ten wypierdek Robert a bogobojny Edward został pastorem w majątku pułkownika Brandona. I dobrze mu tak. Powinien we wszystkim zgodzić się ze swoją mamusią a potem wydudkać ją na strychu. Może szkoda by było tej popieranej przez mamusię bogatej narzeczonej bo o niczym nie wiedziała. No i Elinor. No ale ta bogata może by długo nie pociągła (kobitki wtedy nie żyły długo) i wtedy Edward z Eleonorą żyliby długo i szczęśliwie.