więcej konkretów, mniej anegdoty, trochę lepiej niż w Il Etait Une Fois, ale do Odysei Filmowej cousinsa sporo jednak braknie, że o Z-Boczonej Historii Kina czy też kolejnymi historiami amerykańskiego i włoskiego kina autorstwa scorsesego nie wspomnę.. ponownie, jeżeli dobrym kryterium jakości podobnych powidoków jest - by tak rzec - wybudzanie śpiących ochot zległych, ledwych i poległych, przygaszonych i na tapczanie jak ten leń rozkałapućkanych na powtórny seansik po latach, tu ochotę ma się zaledwie na Terminatora, choć to żaden argument właściwie - po prostu na Terminatora zawsze ma się ochotę..
by the way - o ile Faceci w Czerni jeszcze są do przyjęcia - ratują się oryginalnością podejścia i humorem - umieszczenie Gwiezdnych Wrót emmericha obok wielkich cezur filmowego f-x i sci-fi swoich dekad, to jest Terminatora i Matrixa, leży i kwiczy w locie przetrącone gdzieś na dnie urwiska wołając o pomstę do nieba (efekty żadne a temat, powiedzmy, głuchoty na głos pana, ograniczoności ludzkiego poznania, filmowo wybrzmi w pełni.. powiedzmy, pełniej, dopiero w Arrival villeneuve'a)