Pierwszy sezon był fajny, drugi obejrzałam, ale nie pamiętam, żebym się zachwyciła, trzecim się nie zachwycam. Może dlatego, że odkurzam starsze wersje Star Trek i jestem nimi oczarowana. Twórcy nie mieli takich możliwości technicznych, jak dzisiaj, a jednak tamte seriale są lepsze. Przede wszystkim mają lepszych aktorów, postaci są bardziej wyraziste. Poza tym Jean Luc Picard potrzebował dwóch odcinków do uratowania świata przed zagładą, a Michael potrzebuje całego sezonu.
W najnowszym Star Trek brakuje mi nieoczekiwanych i śmiesznych zwrotów akcji, nie ma ferengi, nie ma Q, nie ma postaci charakterystycznych, wszyscy zlewają mi się w jedną całość. Do tego, wszystko jest takie pompatyczne i poważne. Brakuje odcinków o każdym z bohaterów. Brakuje tego czegoś, co mają inne Star Trek.
Szczerze mówiąc dołują mnie te odcinki.