To jakaś popaprana satyra? Podkręcone tempo, muzyka jak z filmu o wybuchu wulkanu i głupie gadki. Dowcipaski i bzdurne wywody kładą wszystko. Rozmowy z matką rażą sztucznością. I błazeński morderca w pięknym gabinecie w wariatkowie. Po obejrzeniu White House Farm takie coś, jest prawie nie do przejścia.
Aż sobie obejrzę serial, o którym piszesz. Niestety również miałam wrażenie, że gra aktorska miejscami jest bardzo przerysowana...relacje wewnątrz tej rodziny to taka moda na sukces tylkoz trupem w szafie....Co do tych / spraw morderstw to wydumane, naciągane, a zabezpieczenia w więziennym szpitalu zakrawały na kpinę z inteligencji widza ...kiepski scenariusz. Serial raczej na "odmóżdżenie" niż normalne oglądanie.