Obejrzałam wszystkie ekranizacje i jestem świeżo po przeczytaniu książki i w moim odczuciu Angel ( którego mimo wszytko i tak darzę sympatią) postąpił z Tess okrutniej niż Alec, który, co prawda wyrządził jej nieopisaną krzywdę, ale miał choć tyle sumienia by chcieć, w swój pokrętny sposób, jej to wynagrodzić, natomiast Angel, całkowicie świadomy tego jak Tess go kocha i jak bardzo jest od niego zależna, zostawia ją tylko dlatego, że jakiś inny mężczyzna ją zgwałcić.
Wziął ją za żonę mimo jej oporów, obiecywał, że nic ich nie rozdzieli i po prostu odszedł zostawiając jej niewielką pomoc finansową, bez nadziei na powrót, zabraniając jej nawet do siebie pisać a przecież były to czasy kiedy życie kobiet uzależnione było od woli mężczyzn i sam fakt, że się z nią ożenił obarczał go obowiązkiem troski o nią, mimo jego rozczarowania, które jestem w stanie nawet zrozumieć.
Niestety zdał sobie sprawę z tego za późno a karę zapłaciła ofiara jego i Aleca.
Zgadzam się z Tobą co prawda obejrzałam tylko tą wersję i nie czytałam książki, ale na jej podstawie od razu stwierdziłam, że Angel to wcale nie taki angel... zszokowało mnie to jak się zachował po usłyszeniu prawdy od Tess, a Alec mimo wszystko starał się naprawić swój błąd. Bardziej zraził mnie do siebie Angel, po którym nie spodziewałam się czegoś takiego niż Alec, który już od pierwszej chwili wydał się podejrzanym typkiem.
Imię "Angel" to chyba celowa ironia Hardy'ego :)
"Alec, który już od pierwszej chwili wydał się podejrzanym typkiem"
I, który wcale się z tym nie krył. Powiedział przecież, że draniem był jest i draniem umrze ( no i tak też się stało). W Angelu najdziwniejsze jest to, że tak bardzo walczył z zacofaniem ojca, pokazywał, że jest ponad absurdalne zasady narzucane przez kościół, a sam zachował się tak, jakby nawet jego zaślepiony ojciec nie postąpił. W książce jest mowa o tym, że rodzice Clare'a nie mieli żalu do żony syna o to co się stało, współczuli jej.
Tak, nad tym imieniem Angel to się można zastanowić xD O tym samym pomyślałam. Szkoda, że Alec nie poczekał, może Tess w końcu by go pokochała? A tak zmarnował swoją szansę. Poza tym z racji tego, że Aleca zagrał Hans Matheson to miałam do niego słabość :)
ja aż tak surowo nie mogę oceniać Angela, mimo wszystko to były inne czasy, zachował się tak jak większość mężczyzn wtedy, jego pierwsza reakcja była jak na tamte czasy uzasadniona, zgwałcone kobiety były obarczane wina mimo ze tak naprawdę były ofiarami- to przykre ale tak było. Angel jednak chciał się zrehabilitować wrócił do niej niestety było już za późno żeby mogli żyć długo i szczęśliwie
to Alec najbardziej skrzywdził Tess, przez swój egoizm napiętnował Tess na całe życie, oczywiście chciał naprawić swój błąd i tak dalej, ale wiadomo ze żadna dziewczyna nie będzie chciała się związać ze swoim oprawcą, po tym co jej zrobił Tess nigdy by go nie pokochała, zrujnował jej życie
No właśnie - zachował się typowo na swoje czasy a przecież cały czas starał się udowodnić, że jest inny od całej reszty.
"zgwałcone kobiety były obarczane wina mimo ze tak naprawdę były ofiarami- to przykre ale tak było"
czytałam gdzieś nawet, że zgwałcona kobieta, która zaszła w ciąża była obwiniana nawet bardziej niż jej sprawca, bo uważano, że tylko dziewczyna może zajść w ciąży tylko wtedy kiedy odczuwa przyjemność. Słuchając czegoś takiego cieszę się, że żyje w czasach jakich żyje, mimo, że nie jest najlepiej.
"to Alec najbardziej skrzywdził Tess"
No tak, skrzywdził ją pierwszy ale Angel również postąpił nieuczciwie, nie powinien opuszczać jej w taki sposób, dlatego wydaje mi się, że oboje tak samo ją skrzywdzili i jednakowo przyczynili się do tego co się stało później.
Dokładnie. Obaj tak samo ją skrzywdzili. Jasne, że Tess nie chciałaby się związać z Aleckiem po tym co jej zrobił. W ogóle nie powinno do tego gwałtu dojść.Gdyby jej nie zgwałcił, to może Tess w końcu obdarzyłaby go uczuciem.
Też w sumie cieszę się, że żyję w tych czasach, choć nie są one najlepszymi...
Czytałam interpretację, według której Alec skrzywdził Tess fizycznie, a Angel psychicznie. Widać, że pisane przez mężczyznę, który nie zrozumie nigdy toku myślenia kobiety, zwłaszcza kobiety zgwałconej i widać uznał, że taką kobietę poboli tu i tam, urodzi ewentualnie dziecko, podchowa i po sprawie. Smutne.
Obaj skrzywdzili ją tak samo - Angel może nawet bardziej, bo Tess go uparcie kochała mimo jego wad, a on ją odrzucił. Jej szansa na nowe, szczęśliwe życie, nowy początek, z dala od świata, który ją skrzywdził. Wszystko stracone, wszystko na opak. Obaj doprowadzili ją do jej strasznego końca.
Wprawdzie dziecko Tess i Aleca zmarło i to również wyrządziło Tess ogromną krzywdę, ale o jego śmierć nie winiła nigdy Aleca. Mówiła o ogóle nieszczęść, które wydarzyły się z jego winy, ale za samą utratę dziecka go nie winiła, zabrała je choroba.
Zastanawiam się nad relacją Aleca i jego matki - myślę, że miało to duży wpływ na zachowanie Aleca, może gdyby było inaczej...
I czy ktoś z czytelników zwrócił uwagę (serial dopiero przede mną, więc nie wiem, czy to tam było), że gdy Tess opowiedziała matce o tym, co jej się przydarzyło u d'Urberville'ów, to ta się zirytowała i powiedziała, że po czymś takim KAŻDA dziewczyna doprowadziłaby Aleca przed ołtarz, tylko nie Tess? Mówi to nie tylko o szlachetności Tessy, ale i o postawie tych wszystkich innych dziewczyn, o których mówiła Joan. Jej własna matka nie umiała zrozumieć, czemu jej pełna szlachetnych cech i altruizmu córka opiera się temu bogatemu "kuzynowi". Konwencje - niby wszyscy tacy szlachetni i uduchowieni, ale męża złapać to każda dziewczyna umie, i potem przed ołtarz i znowu wielce święci i porządni.
A Tess, ta dobra, prostolinijna Tess, która była ponad nimi wszystkimi, została tak bardzo skrzywdzona i tak marnie skończyła. I to tylko dlatego, że chciała naprawdę być tak dobra, jak wymaga tego społeczeństwo. Nie rozumiała, że to tak nie działa i mentalność społeczeństwa rozmija się z konwencjami wtedy panującymi. Belki w swoim oku nie widzieli, a drzazgę w cudzym dostrzegali.
Jak napisałam już w innym temacie, T. Hardy walczył z utartymi konwencjami związanymi z małżeństwem i mentalnością społeczeństwa w kwestii seksualności. Wiele lat do przodu - spowodowało to nawet, że jego własne małżeństwo stało się tylko formalnością, bo jego krytyczne poglądy rozmijały się z poglądami jego religijnej żony. Polecam wstęp do polskiego wydania Biblioteki Narodowej, autor to Jan Jędrzejewski ;)
Nie czytałam książki, zabierałam się za nią, ale natknęłam się na wiele niepochlebnych opinii, że jest nudna, że główna bohaterka to idiotka i tylko można się walić tą książką po głowie bo taka ona głupia i irytująca. Tak więc mam e-booka i się waham bo nie chce mi się zaczynać książki, która zdaniem tylu osób jest aż tak nudna. Nie lubię czytać książek, które się dłużą. Możesz mi coś jeszcze o niej powiedzieć? To znaczy, czy te opinie są prawdziwe, czy książka jest zupełnie inna niż słyszałam ?
Uważam, że warto tę powieść znać, zwłaszcza jeśli oglądało się serial. Chociaż może to tylko ja lubię porównywać... ;)
Ja tą książkę czytałam z konieczności i nawet mi się podobała. I tak, uważam główną bohaterkę za idiotkę, bo chciałam, żeby wybrała Aleca, a ta jak na złość... Wszystkim wokół opowiadałam o tym, jaka Tess była niedorzeczna. Jeśli chodzi o zakończenie, to naprawdę można się walić tą książką po głowie...
Książka się na pewno nie dłuży, czyta się bardzo miło i przyjemnie. Przyznaję, że sceny, w których Angel się sto razy oświadcza, a Tess go spławia, są dość nudne, ale może to po prostu dlatego, że nie lubię Angela :D Z drugiej strony, mi nie przeszkadza to, że książka jest z czasów wiktoriańskich, więc nie czyta się tego tak, jak współczesnych autorów - możliwe, że niektórym ludziom po prostu nie przypasował język, jakim książka jest pisana i dlatego uznali, że się dłuży i nudzi. Niektórzy tak mają.
Ogólnie w tym, co słyszałaś, jest nieco prawdy, ale jak to zwykle bywa, opinie te były nieco przesadzone - ja bym się przemogła i i tak przeczytała.
To znaczy ja ją na pewno przeczytam, bo taka już jestem, po prostu to odkładam i dlatego właśnie chciałam usłyszeć twoją opinię. Jak już zacznę jakąś książkę to nie przestanę czytać póki jej nie skończę, więc czytam wszystkie książki za które się zabieram, nawet jeśli dłużą się w nieskończoność. Nie jestem dumna z tej cechy charakteru, ale nic na nią nie poradzę, jak coś zaczynam to zawsze kończę choćby nie wiem co :)
Dopiero zaczęłam oglądać ten serial, ale niestety mimo iż bohaterka jest taka prawa i takie tam, trochę mnie denerwuje i właśnie dlatego chciałam wiedzieć, czy była taka także w książce, bo nienawidzę takich bohaterek, takich kretynek bez mózgu, a niestety sporo takich spotykam, jakby większość autorów lubiła denerwować ludzi. Sporo czytam i praktyczne ciągle spotykam się ze schematem bohaterki-idiotki. Dziękuję za odpowiedź, bardzo mi się przydała. Wreszcie przeczytałam szczerą i sensowną opinię i za to dziękuję :D
Fakt, książka może wydawać się trochę nudna przez swój język, ale to czy Tobie się taka wyda, zależy w sumie od tego ile i jakie książki czytasz. Ja generalnie lubie realizm tych z XIX wieku. Polecam wydanie "Tessy" z serii Biblioteki Narodowej, zawsze zawierają opracowania.
A Tess dla mnie nie była głupia, po prostu była naiwną, ale przy tym szlachetną dziewczyną. I Gemma jako Tess jest taka urocza, że nie mogę po prostu jej nie lubic;). Hardy dobrze w tej powieści skrytykował zakłamanie społeczne. Nawet chyba Alec wypowiada takie słowa, że Tess jest lepsza od innych dziewczyn, mimo tego co się jej przytrafiło.
Obydwoje ją skrzywdzili, ale chyba chyba przesadzacie, że na równi. Angel ją odtrącił i powinien za to cierpieć, ale to Alec był największym dupkiem. Angel był w pewnym szoku, mimo iż sam przyznał się do rozpusty, ale potem wyjechał, zachorował, wrócił i szukał żony. Zmienił się, przemyślał swoje błędy i chciał żeby Tess mu wybaczyła. Nigdy do niczego jej nie zmuszał, nie gwałcił, nie doprowadził do rozpaczy po stracie dziecka i nie zmienił w swoją utrzymankę. Jak on ją w ogóle traktował? Mówiąc, że jak śmiecia to za mało powiedziane. Z dobrej dziewczyny zrobił nieszczęśnicę i to on jest tak naprawdę winien wszystkiego co ją spotkało. Ani trochę go nie żałuję.
Nie zgadzam się! Alek nie zrobił z niej "śmiecia" - ona sama - i też się przyznała - była nim oczarowana przez chwile i sama z nim poszła do lasu. Angel ja zabił! To on zostawił ja na pastwę losu myśląc jedynie o sobie. I to on mimo pozycji nie był w stanie uratować jej od śmierci. Poddał się i tyle. Alek był egoistą, ale jej nigdy nie zostawił w potrzebie. Nie wiem czy czytałaś książkę - ja czytałam i później zobaczyłam wszystkie ekranizacje. Dużo sam autor wyjaśnia.
Jak dla mnie sam gwałt wystarczy, żeby dziewczyna czuła się jak śmieć. Nie lubię ani Angela ani Aleca, obydwoje byli dupkami, ale mimo iż Angel ją zostawił, to tak naprawdę najbardziej skrzywdził ją Alec. Ona nie chciała z nim być, sypiała z nim dla dobra rodziny. Angel był jak dla mnie mega ciotą, ale biorąc pod uwagę czasy, niejeden zostawiłby w takiej sytuacji żonę, a gdyby Alec jej nie zgwałcił, żyłaby sobie Angelem i nie musiałaby opłakiwać dziecka.
Aha, jakiej pozycji? On żadną szychą nie był, rodzina też Bóg wie jaka zamożna nie była, co innego Alec.
Tak? Akurat był zamożny i wpływowy jak każda rodzina pastorowa - i przejawy ich majątku było widać i w książce i w tym serialu. Diamenty, pałac który wynajął czy kasa którą sypał z kieszeni na rok ich czy więcej jej życia. I chyba nie rozumiesz, że ona sama przyznała, że za bardzo pozwoliła się omamić Alekowi i przez chwile również nie była mu obojętna. Więc wina leży po obu stronach. Zaś to sam Aniołek doprowadził ją do śmierci przez swój egoizm, przez brak pomocy, porzucenie i zmuszanie do pracy z której sama ledwo się utrzymywała.
Ale dlaczego ty cały czas bronisz Aleca? Zabujałaś się czy co? To że nie był jej obojętny i że może nawet przez chwilę coś do niego czuła, nie znaczy od razu, że była mu wdzięczna za gwałt. Wina leży po obu stronach?! Nie mogę czegoś takiego czytać. Oboje to dupki, dziewczyna miała pecha. Dziękuję. Koniec.
"Ale dlaczego ty cały czas bronisz Aleca? Zabujałaś się czy co?" kpisz czy o drogę pytasz?! Widać, że nie czytałaś książki i nie znasz komentarza autora, więc nie mamy o czym dyskutować.
Nie czytałam książki to prawda, może kiedyś, ale to strona o filmach a nie o książkach. Książki mają więcej szczegółów i są inaczej odbierane, ale my teraz gadamy o serialu, a nie o komentarzach autora. A to że nie czytałam akurat tej książki nie znaczy, że nie czytam w ogóle, po prostu sięgam po inną literaturę, a o tej książce czytałam akurat więcej złych niż dobrych opinii, tak nawiasem mówiąc. Bronię tylko swojego zdania, wyraziłam swoje odczucia po obejrzeniu całego serialu. Zresztą nie uważasz, że ona mogła siebie po części obwiniać, bo miała jakiś defekt ofiary i uważała, że to jej wina. Trochę empatii. Nigdy nie stanę po stronie gwałciciela, żal mi tylko Tess, nie wiem jaka była w książce ( podobno głupia, ale nie czytałam, nie wnikam), w serialu jednak nawet ją polubiłam i było mi jej żal, bo była dobra, a została sponiewierana przez dwóch dupków i przez nich w końcu zginęła, dla głupiego zabujania w ciapowatym Angelu i przez kontakty z Aleckiem, zresztą przymuszona przez rodzinę.
Jeżeli coś jest ekranizacją to należy sięgnąć do źródła. To nie wiem skąd takie kiepskie opinie - ta książka to KLASYKA, a czymś zapracowała na to przez setke lat. I jest zajebista. I jak widzisz coś w niej jest skoro robią kolejną ekranizację. Nie robili by gdyby była zła.
Nie wszystkie klasyki z których robią filmy, są świetne, przekonałam się o tym niejednokrotnie. Taka "Duma i uprzedzenie" jest świetna w każdej odsłonie, zarówno filmowej, serialowej, jaki i książkowej. "Pani Bovary" to dla mnie majstersztyk, czytałam ją już chyba z 5 razy, i ani razu z przymusu, niestety nie dane mi było zobaczyć jakiejkolwiek ekranizacji :( Natomiast o "Tess" czytałam w necie, że jest ciężkostrawna, czyta się powoli, a bohaterka to kretynka, między innymi. Jakoś tyle się naczytałam, że nie mam na razie ochoty się za nią zabrać, może spróbuję w wakacje. W każdym razie serial mi się średnio podobał, więc na razie z książki podziękuję.
Nie no bez przesady, "wina leży po obu stronach"? Ja rozumiem, że ona go trochę podpuściła swoim zachowaniem, ale o gwałt się nie prosiła... Chociaż też uważam, że to Angel wyrządził jej większą krzywdę mimo wszystko - Alec'iem gardziła, a Angel'a kochała, porzucił ją ktoś za kogo życie by oddała.
ale na końcu się zrehabilitował, dał jej chociaż tą namiastkę szczęścia, więc jednak jestem w team Angel ;p
książki nie czaytałam, ale na podstawie serialu kompletnie nie mogę zrozumieć waszych wypowiedzi odnoszących się do Aleca, on w żaden sposób nie starał się zadośćuczynić bohaterce wyrządzonej krzywdy! każdy jego ruch(próba pomocy rodzinie, czy samej Tess) od pierwszego ich spotkania, aż do samego końca całej historii był kierowany jedynie chęcią zaspokojenia własnych pragnień,postawienia na swoim. Także nie dopatruję się w jego zachowaniu żadnego uczynku, który mógłby usprawiedliwić jego wcześniejsze, czy późniejsze podłości.
odnośnie Angela, to zranił Tess ogromnie( zaskoczenie takie), ale był w stanie przełamać własne bariery i zmienić swoje nastawienie do żonki( zbyt późno niestety). Jednak co do jego późniejszej szlachetności chyba nie ma zastrzeżeń, zgodził się opiekować rodziną i poślubić siostrę w ramach rekompensaty. Zrobił to bez wahania, mając na uwadze prawdziwy cel, a nie zaspokojenie własnego ego.
sumując- Alec vs. Angel
0:1 ;)
Wiem że już prawie rok minął ale i tak odpowiem:
zgadzam się z tobą w 100% !!!
przez całe 4 godziny irytowały mnie wszystkie sceny z Alekiem, po prostu drań nr.1 tego filmu.
Cały czas próbował zdobyć Tess, groził jej, zastraszał, a ludzie mówią że starał się zadośćuczynić wyrządzone jej krzywdy?!
Co do Angela - nie wiem czy to urok osobisty aktora, czy dobrze zagrana rola, ale nie mogłam się zmusić żeby go o cokolwiek oskarżać.
Oczywiście skrzywdził Tess, nie potrafiąc jej wybaczyć tego że była zgwałcona (nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach) ale przecież w końcu się zmienił, wróciłby do niej wcześniej gdyby nie choroba.
jego mina w ostatniej scenie filmu złamała mi serce - jak to w jednej książce przeczytałam "twarz mężczyzny nie jest przystosowana do płaczu, wygląda jakby się rozpadała na kawałki".
Angel przełamał z biegiem czasu wszystkie swoje bariery, przewartościował poglądy, wybaczył Tess i pragnął wybaczenia dla siebie, krótko mówiąc zachował się jak na porządnego faceta przystało^^
więc dla mnie również Alec vs. Angel zawsze będzie 0:1 :)
Trochę czasu minęło ale muszę odpowiedzieć, uwaga będą spoilery : )
Może jestem dziwna ale dla mnie wykorzystanie seksualne kobiety, gwałt to jedna z najgorszych zbrodni obok morderstwa. Dlatego nie rozumiem jak można bronić, wybielać zachowanie Aleca i pisać że Angel postąpił z nią gorzej. Tak Angel był idiotą i postąpił źle zostawiając Tess samą sobie, ale to Alec zniszczył jej życie, wykorzystał ją, zgwałcił, okrył hańbą i sprawił że ludzie nią pogardzali mimo że była niewinna.
Również każde takie wydarzenie pozostawia wielkie blizny w kobiecej psychice, dlatego gdy Alec postanowił za wszelką cenę zrobić z niej swoją kochankę i utrzymankę postąpił podle, pokazując jednocześnie że nie zależy mu na Tess, tylko na zaspokojeniu swoich własnych egoistycznych pragnień. On nie przeszedł w tym serialu żadnej przemiany od początku do końca był samolubnym łajdakiem który niszczył ją psychicznie, dlatego nie dziwię się jej że w końcu ześwirowało i po tym wszystkim go zabiła.
Angel był idiotą, który jednak dzięki chorobie zrozumiał że postąpił haniebnie i postanowił przeprosić oraz naprawić swoje błędy, pokazując że naprawdę ją kochał. Szkoda że było już na to za późno, bo przyznam że na końcu bardzo było mi go szkoda.
To całkiem proste, Alec chciał ją posiąść, zbrukać i sprowadzić do swojego poziomu. Miało na to wpływ zarówno jej maniery, prowokująca niewinność, jak i łyżka z herbem - jego rodzina kupiła tytuł i nazwisko, które z pochodzenia powinny przysługiwać rodzinie Tess. Myślę, że zwłaszcza to ostatnie przełożyło się na długofalowość jego "fascynacji" dziewczyną. Jej zachowanie było arystokratyczne, mimo biedy i poniżenia, podczas gdy on w głębi serca pozostawał nikim. Dlatego jej pożądał, bo była odbiciem tego kim sam nigdy nie był i nie miał siły się stać, a jedyne co potrafił, to zniszczyć ją i kupić tak jak wszystko inne, próbując zabić posmak poczucia niższości.
Angel, podobnie jak Alec, jest człowiekiem słabego charakteru, tylko ciągnącym w stronę przeciwnego bieguna - praworządności. Odrażające są jego dziecinność i hipokryzja, a także ucieczka od problemów i krótkowzroczność. Może dlatego Alec robi chwilami lepsze wrażenie, bo mimo wszystko wydaje się dostrzegać Tess jako człowieka (wroga?), a nie tylko projekcję swoich fantazji o ideale. Alec jest na swój sposób bardziej szczery niż Angel, ale to nie czyni z niego uczciwej i dobrej osoby, on po prostu zgodził się na bycie złym człowiekiem, a dla Angela to wciąż walka ideału z rzeczywistością, walka z której rodzi się w końcu dojrzałość.
Co jest uderzające i niesprawiedliwe, to traktowanie Tess w kategoriach ofiary tych dwóch mężczyzn. Owszem, obaj wywarli znaczny wpływ na jej losy, ale nie bez jej udziału. Dramat Tess wynika z arystokratycznych manier, uporu i dumy, które nie współgrają z niskim statusem społecznym. Dziewczyna nie potrafi dostosować się do otaczającego ją świata (lekceważy rady matki), jest niezależna, chociaż nie może taka być (normy społeczne), staje w obronie własnego systemu wartości i ponosi tego konsekwencje. W przeciwieństwie do obu panów jest silna duchem, ale ta siła obraca się przeciw niej.
Uważam też, że nie gwałt, a śmierć Sorrow była największą traumą w życiu Tess. Jej późniejsze zachowanie jest w znacznej mierze autodestrukcyjne, jakby wierzyła, że jest zbrukana, niegodna szczęścia i miłości, jakby obwiniała się o los dziecka, także w wymiarze symbolicznym, jako pogrzebaną niewinną cząstką samej siebie.
Najlepsze podsumowanie tego, co się stało tak naprawdę w tej historii. Zgadzam się co do wszystkiego, zarówno w kwestii Aleca i Angela, jak i tego, że sama Tessa również była tym nieszczęściom w jakiś sposób winna - nie umyślnie, ale jednak, co zresztą sugeruje sam Hardy w narracji (nie tyle była naiwna w relacji z d'Urbervillem, ile przez swoją poddańczą postawę zbyt łatwo odpuściła sobie walkę o Angela, choć inna kwestia, że z Angela wyszło po ślubie nagle okropne dziecko i nie wiadomo, czy jej granie na jego emocjach, histeryzowanie i inne "kobiece zabiegi", jak to ujął Hardy, cokolwiek by wskórały).
Co do tytułowego wątku - mimo tego, że Angel okazał się totalnym dupkiem i niedojrzałym chłoptasiem, któremu się nagle fantazje o dziewiczej, prostej, bezproblemowej żonie rozwiały, to jednak darzę go jakąś sympatią. Mimo tej hipokryzji i egoizmu, w jakiś sposób rozumiem jego zaskoczenie (po uwzględnieniu realiów tamtych czasów, choć to naprawdę przykre, że sam wybiegając myślą w przód, wyprzedzając wiek, jednak czynem nie potrafił), wzrusza mnie ta jego dziecinność, przemiana, ostatnie sceny, kiedy są w dziwny sposób nareszcie z Tessą szczęśliwi, choć jako zbiegowie... Natomiast Alec od początku do końca napawał mnie odrazą, obrzydzeniem, a jego nachalne zabieganie o Tessę po "nawróceniu" jeszcze bardziej mnie rozzłościło, chyba jeszcze bardziej niż poprzednie uwiedzenie i gwałt.
W istocie w książce jedyną osobą, która prawdziwie kochała była tylko Tess. Odechciało mi się czytać wszystko dokładnie jak Angel wyjechał. Dawka fatalizmu po tym zdarzeniu jest już przesadzona i przestaje to być wzruszające. Analogicznie, gdy w horrorze jest za dużo krwi i flaków to zamiast straszyć, zaczyna to śmieszyć.
Bez względu na "realia tamtych czasów" Angel skrzywdził Tess tak samo jak Alec. W każdej epoce byli ludzie gotowi oddać życie w obronie swojej miłości.