Myślałem że Alyssa w końcu dowie się że James na początku chciał ją zabić. Właściwie to liczyłem na to już w pierwszym sezonie, powinni jakoś zakończyć ten wątek, a nie że on chodzi z nią jak gdyby nigdy nic, ryzykuje dla niej życie, kocha ją i nic jej o tym nie wspomni. W związku z tym zakończenie serialu pozostawia u mnie swego rodzaju niedosyt. Jest to spore niedopowiedzenie. Dowiedziała się o tym czy nie? Co o tym myślicie?
Po co ktoś miałby ci zdradzać że kiedyś myślał żeby cię zabić skoro teraz jest w tobie po dziurki w nosie zakochany?!
Z czystej przyzwoitości, albo po to by wiedzieć z kim się jest (w pewnym sensie). Moim zdaniem wypadałoby, choć nie byłoby to rozsądne.
Ten wątek jest doskonale zakończony. James chciał po prostu spróbować jak to jest zabić człowieka, przerzucając się z maltretowania zwierzątek na nieco wyższy kaliber. Jeszcze w domu Claive'a miał zamiar uśmiercić Alyssę, czekając na odpowiedni moment. Los tak chciał, że na nóż nasunął się profesorek a nie dziewczyna. Okazało się, że morderstwo to nie jest taka lekka sprawa i odcisnęło dość mocne piętno na dwójce naszych bohaterów.
Tak więc po co wracać do tego tematu, skoro na dobrą sprawę chodziło mu nie tyle o Alyssę, co po prostu dowolnego człowieka? Po zabiciu Claive'a wspomniana dwójka musiała razem taplać się w tym błocie - co wpłynęło na rozbudowanie relacji między nimi a w konsekwencji zrodziło się uczucie. Proste i nie wyssane z palca.
Nie wiem czy to istotne, ale oboje bohaterów jest/są socjopatami. Nie spodziewajmy się po nich "czystej przyzwoitości" ;-)