Ludzie słuchajcie ja mam taką teorię: do tego prawdziwego świata, gdzie są rodzice i wszystko inne, można dostać się tylko 'umierając'. Ten cały ich świat to tylko iluzja a po 'śmierci' wracasz do prawdziwego. Te teorię potwierdza pies, którego 'zabił' Campbell, po czym widzimy go w ostatnim odcinku wśród ludzi. Oznacza to, że Cassandra, Dewey i ta dziewczyna która umarła na początku od ukąszenia węża tak na prawdę żyją, a po 'śmierci' zostali przeniesieni z powrotem do normalnego świata. Ale znaleźli się w takim miejscu, że ich nie odnaleziono. (Co wytłumaczałoby imię Cassandry na posągu "pamiętamy"). Albo:
Rząd założył tajną organizacje i wybrał tych nastolatków do eksperymentu pod tytułem "jak sobie poradzi grupa młodych ludzi skazanych tylko na siebie z małym zapasem jedzenia" czy "jak szybko wszyscy się załamią i skoczą sobie do gardeł" itp. A tak naprawdę ich obserwują z góry. Zaś osoby, które 'umarły' nie zdały eksperymentu. Rząd, żeby nikt się o tym nie dowiedział, wmówił ich rodzinom i całemu miastu że zginęli w wypadku, stawiając ten posąg "pamiętamy". A te 'zmarłe' osoby organizacja ta nadal przetrzymuje i przesłuchuje. Kierowca autobusu był oczywiście w tej organizacji. A może dyrektor szkoły też? I kłócili się czy na pewno to zrobić?
Nie wiem, może to prawda a może mam po prostu bujną wyobraźnię.