Po obejrzeniu tego serialu miałam tylko jedną myśl - co tu się, k*rwa, zadziało. Fabuła się po prostu nie kleiła, bohaterowie byli płascy i mało wiarygodni, o ilości wątków nawet nie wspominając… Ten serial to taka leśna ścieżka, która chociaż na pozór wygląda ciekawie - wiecie, balet, romanse, intrygi, rywalizacja - to prowadzi nas w las i zostawia tam bez żadnych wyjaśnień. Szczerze powiedziawszy, liczyłam przede wszystkim na lepsze postaci. Neveah była po prostu bezczelna i irytująca, June niezbyt inteligentna i infantylna, Bette była ciekawą i całkiem dobrze wykreowaną postacią, ale nie wiedzieć czemu zmieniała strony jak rękawiczki, Oren też był w porządku, ale jego sprawę jeszcze rozwinę, Caleb był tam chyba tylko dla tego romansu z dyrektorką, Nabil niby miał być tajemniczy i pogrążony w żałobie, ale wyszedł na dziwaka który dwukrotnie zdradził swoją dziewczynę w śpiączce, do Shane’a zastrzeżeń nie mam, był absolutnie cudowny na tle całej reszty, a Cassie po prostu była żeńską formą psa. Ale niemal każdy bohater był tak dziwnie przedstawiony, że trudno mi któregokolwiek polubić. Szczerze powiedziawszy, każda (może z wyjątkiem June) z tych postaci miała potencjał, który twórcy po prostu groteskowo zmarnowali.
Ale myślę, że ten serial obroniłby się, gdyby w wymyślenie do niego fabuły włożono trochę logiki. A fabuła niestety była rzeczą, która najbardziej tam leżała. Na litość boską, kto w produkcji tego serialu uznał, że wpierniczenie 400 wątków przerywających główną akcję będzie dobrym pomysłem? Kogo niby miała zainteresować historia tej pani sierżant? Kto miał zszokować się romansem Caleba i pani dyrektor? Kto miał z zapartym tchem obserwować historię matki Neveah? I najważniejsze pytanie - dokąd te wszystkie wątki prowadziły? Żaden z nich (i wielu, wieeelu innych) nie miał najmniejszego wpływu na fabułę i był tylko takim zapychaczem, który teoretycznie miał widza zaciekawić i dobić odcinek do tej upragnionej godziny.
Dodatkowo, były tam wątki, które strasznie mnie zawiodły, bo miały potencjał, a zostały jakoś pominięte albo wciśnięte w przypadkowe momenty. Idealny przykład - zaburzenia odżywiania Oren’a. Te zaburzenia odżywiania przez całe 10 odcinków znikały i pojawiały się jedynie na potrzebę jakiegoś pustego tekstu Neveah. Dramat.
Jest jeszcze jedna rzecz w tym serialu, która była dla mnie jakąś wielką tajemnicą wiary, a mianowicie kwestia relacji. Ja wiem, że cała akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku miesięcy, ale niech mi ktoś wyjaśni, jak Oren i Neveah zostali parą? Ten związek jest tak strasznie bez sensu, że Nebil i jego zupełnie bezsensowny pocałunek z Neveah mogą się przy tym schować. A przyjaźnie? To dopiero był śmiech na sali. Najbardziej fascynuje mnie relacja Bette, June i Neveah. Jedna gadała jakieś banialuki o tym, że poza parkietem przyjaciółki zawsze mogą na nią liczyć, jednocześnie będąc dla nich żeńską wersją psa na każdym polu, tym prywatnym także, druga rzucała oskarżenia na prawo i lewo, ale potem zachowywała się jakby nic nie zaszło, a trzecia na przemian bez powodu jechała po swoich przyjaciołach, po to, żeby potem pocieszać ich w trudnych chwilach. Ale potem i tak wszystkie jakby nigdy nic były najlepszymi przyjaciółeczkami.
Błagam producentów, żeby w drugim sezonie naprawili ten serial, bo nie dam rady przejść przez to drugi raz.