Serial niemożliwy do strawienia. Jakieś popłuczyny po lepszych (Constantine 2007) i gorszych (Lucyfer 2016, Anioł ciemności 1999-2004 etc) filmowych konceptach starcia sił piekielnych i boskich mocy. Jedyny „plus dodatni”, a właściwie dwa – świetne buty czarnoskórej bojowniczki biegającej z „kałachem” i niezwykle fachowo okładającej po mordach diabelskich sługusów. Plus drugi – ładna buzia dziewczęcia udającego (do porządnego aktorstwa jeszcze jej sporo brakuje) „nosicielkę” aureoli i pomazańca bożego w jednym. Na tym koniec. Cała reszta to plusy ujemne, a gwoździem do trumny – ogromnym gwoździem, wbitym bezczelnie i bezmyślnie – są umiejętności niewiasty robiącej za lektora. Wyczucie tekstu, tembr głosu, akcentowanie czytanych fraz i katastrofalne w skutkach ambicje, aby jak najbardziej upodobnić się do syntezatora mowy maści Ivona – absolutna katastrofa. Owszem, mogłam włączyć napisy, ale oglądam filmy na kompie, nie tkwiąc nosem w jego ekranie, więc potrzebuję lektora. LEKTORA! Nie wkurzającego, popiskującego memłacza, nadającego się do czytania przepisu na zupę kalafiorową. .