Recenzja tego serialu pada z ust wciśniętego na siłę Jaskra już w pierwszych minutach pierwszego odcinka:
"To na pewno porządnie wku*wi Geralta!".
Aż chciałoby się dodać: "i fanów prozy Andrzeja Sapkowskiego!".
Netflix nie zapomniał w swoim serialu zaznaczyć wszystkich postępowych akcentów, przy czym bez jakiegokolwiek zastanowienia powiela rasowe stereotypy: jasnoskóre elfy z północy muszą wyglądać jak wikingowie, skośnookie elfy muszą być uduchowione jak azjatyccy mnisi (my kung fu is better then your kung fu!), zaś elficcy zabójcy muszą mieć maski i turbany jak asasyni ze średniowiecznego bliskiego wschodu. Zresztą wszystko, co odróżnia elfy w tym serialu od ludzi, to szpiczaste uszy, cała reszta jest dokładnie powieleniem ludzkiej kultury i zachowań.
Oprócz tego dostajemy tutaj typowe, generyczne fantasy, które z prozą Sapkowskiego ma wspólne parę nazw i tytuł. Akcja na poziomie scenariusza do średniej sesji RPG początkującego mistrza gry (idą, idą, nagle kogoś spotykają, walka, kolejne spotkanie, nowy członek drużyny, znowu idą, znowu walka itp. itd.). Dialogi tragiczne, okazuje się że elfy nie dość, że nie mają poczucia humoru, to jeszcze bluzgają gorzej niż zapijaczony krasnolud w karczmie. A na koniec dostajemy jeszcze elfickiego Hulka, żeby amerykański widz wszystko dokładnie zrozumiał...
Jako serial w świecie Wiedźmina oceniam go na 2/10. Gdyby to był zwykły serial fantasy, bez nawiązań do prozy Sapkowskiego, to dałbym 4/10.