Obejrzałem cały sezon i ...uważam, że warto. Nie wiem tylko czy dlatego, że nie oczekiwałem niczego, lub oczekiwałem całkowitą szmirę a dostałem całkiem zgrabny serial fantasty. A może dlatego ze scenarzyści na nowo zaczęli brać historię z książki? Nowy Gerald? Nie przeszkadza. Ale jednak scenografia, kilka nowych postaci i sceny walki ciągną ten serial i są na bardzo wysokim poziomie (choćby genialna postać Leo Bonhart'a) a i końcówka dość mocna. Podsumowując - nie jest to wybitne dzieło, ale ten hejt który się na niego wylewa, nie jest, wg mnie zasłużony.
Bonhart genialny? Genialny, to on był w książkach. Tutaj mamy tylko niezłego aktora, który dostał tak ze 2-3 dialogi z książki. Nie wątpię, że się starał, ale scenariusz jest tak absurdalnie zły, że nie miał szans.
Spójrzmy na pierwszą scenę z nim - Lauren Fisstech wprowadza postać bezimiennego wiedźmina (który zamiast porządnego pancerza ma jakieś drewniane coś? Co to, wiedźmin z epoki kamienia łupanego?), tylko po to, by zamordować go i w ten sposób wywindować Leo. Przecież to jest karykatura character developmentu... Oczywiście z dedykacją dla amerykańskiego widza, który nie jest w stanie wywnioskować na podstawie medalionów (którymi oczywiście Leo świeci w każdej scenie na gołej klacie) że Leo takowych wiedźminów może zaciukać. Jeśli w jakiejś poważnej książce znajdziecie coś takiego, to bardzo proszę pokazać.
Przez śmiessznych hejterków jak Ty, od kiedy powstali ytberzy piorący ludziom o słabym umyśle mózgi, nie można wierzyć ocenom i przestały one mieć jakąkolwiek wartość.
Dobrze mówisz serial jest średni 6,5/10 ale osoby oceniające na 1lub2 to zwykłe dzieci które nie dostały cukierka i płaczą.
Nie, nie. To w drugą stronę. Trzeba mieć bardzo niskie oczekiwania, żeby wystawić temu serialowi więcej niż 2-3/10. Nie mówię, że ktoś taki musi być dzieckiem, to raczej wynika z niskiej wrażliwości i braku obycia w zakresie szeroko pojętej kultury, w tym literatury fantasy i telewizji.
Z dziewczyną nie dał rady, a na wiedźminów się porywał? Może jeszcze z potworami walczył? Nie, Leo nie wygrał z żadnym wiedźminem, po prostu dostał medaliony gdzieś od jakiegoś gościa, który znalazł w krzakach na szlaku, albo z jakąś armią na wiedźmina ruszył, co raczej mało prawdopodobne, bo nie ma po co. W pojedynkę nie miał żadnych szans, dlatego nie ścigał wiedźmina, by zdobyć kolejne trofeum.
Za to na pewno był dobrym marketingowcem.
To nie była zwykła dziewczyna, w dodatku walczyli w otoczeniu, które mocno sprzyjało Ciri. Moim zdaniem paru wiedźminów Leo zabił, natomiast nie zamierzam wnikać w jaki sposób to zrobił (zresztą, nie mogę wnikać, bo przecież nawet sam AS tego nie wie).
Ciri pokonała Leo w zwykłej walce na miecze, nie magią ani tęczowym jednorożcem. Supermanem podnoszącym powozy też nie była.
A Leo był tylko emerytowanym żołnierzem, który budził strach wśród miejscowych, ale miał ograniczone możliwości, jak na człowieka przystało. Do tego wiedźmini musieli trzymać formę, a Bonhart głównie przesiadywał tu i tam, i żył od zlecenia do zlecenia. Jedyny sposób jaki mógł ubić wiedźmina, to takiego co dogorywa poraniony w krzakach.
Powiem więcej, ta zwyczajna dziewczyna pokonała w walce nie tylko Bonharta, ale także Eredina i całą bandę Skellena wraz z Riencem jednocześnie. Na arenie również radziła sobie z kilkoma przeciwnikami na raz.
Jeśli chcesz kogoś za to obwinić, to AS'a, bo to on to wymyślił, że taka mała dziewczynka stała się tak wprawna w walce.
Wracając jednak do walki z Bonhartem, to nie do końca była to zwykła walka na miecze, jak to ująłeś. Walczyli na belkowanej kratownicy, czyli do zwykłej walki mieczem dochodziła konieczność balansowania, przeskakiwania pomiędzy belkami itd. Czyli w skrócie - najważniejsza w takim terenie jest zwinność. A czego uczyli Ciri wiedźmini w Kaer Morhen na wahadłach?
Jest jeszcze inna sprawa, a mianowicie tajemnicze cięcie z Rozdroża kruków. Jeśli czytałeś, to wiesz, że istnieje coś takiego i z łatwością można było nim ciachnąć Geralta, jeśli ten nie dowiedziałby się o nim od Prestona Holta. Być może Leo zaznajomił się z owym cięciem? Kto wie?
Zawsze uważałem, że Leo to bardziej przedsiębiorca, który zakupił wiedźmińskie trofea, by przyciągać kolejnych klientów, a ponieważ tani nie był, to stać go było. Za to, że jest to lipa, świadczy też to, że wiedźmini zupełnie nie przejmują się kimś, kto na nich poluje i pozwalają sobie ot tak chodzić po świecie. Jedyne racjonalne wytłumaczenie jakie przychodzi do głowy jest takie, że traktują te rewelacje z przymrużeniem oka.
Idąc dalej, dopuszczenie możliwości zabicia wiedźmina przez człowieka w pojedynkę, kłóci się z możliwościami ludzi względem niemagicznych potworów. Skoro jeden chłop jest w stanie ubić wiedźmina, a tenże (nawet po eliksirach) jest w stanie zlikwidować potwora, to znaczy, że dziesięciu chłopa bezproblemowo może ubić każdego potwora i sam fach wiedźmiński jest po prostu zbędny.
Co do ewentualnych tricków na zabicie wiedźmina, nawet jeśli takowy by się znalazł, to w następnym sezonie wiedzieliby o nim wszyscy wiedźmini i straciłby szybko na aktualności.
Ale przecież znamy przykład zwykłego człowieka, który słynął z ubijania potworów. Eyck z Denesle, mówi to panu coś?
Wiedźmini byli super-ludźmi, ale też bez przesady. Przecież Geralta zabija zwykły wieśniak :)
Dlaczego nie Leo Bonhart, człowiek, który zawodowo parał się wojaczką i był w tym ponadprzeciętnie dobry? Nie musiał zresztą walczyć ani w sposób uczciwy, ani z przygotowanymi wiedźminami (wypicie eliksirów i ich przygotowanie zajmuje masę czasu).
A dlaczego wiedźmini się go nie obawiali? To dobre pytanie. Prawdopodobnie dlatego, że on nie był żadnym zabójcą wiedźminów, tylko po prostu najemnym zabójcą. Wiedźminów mordował przy okazji :)
Chodziło mi oczywiście o walkę na arenie 1 na 1. Ale jeśli to były widły, to trochę wyjaśnia, dlaczego Leo nie chwalił się tym jak to zrobił.
Leo był zawodowym łowcą nagród. Bezlitosnym zabójcą, wprawnym w swym fachu. I wiedźmina, który nie był 'na sterydach' (pod wpływem eliksirów), mógł spokojnie pokonać.
Wiedźmin to nie super maszyna, by ktoś wprawny nie mógł mu dorównać.
I nie, wiedźmini wcale nie musieli 'dbać o formę'. Nikt im tego nie kazał. Oni również żyli od zlecenia, do zlecenia.
Nie wiem ja nie widzę dobrej scenografii, raczej wygląda to dalej teatralnie w większości scen i owszem Bonhart wypadł jako postać dobrze jak na ten serial. Co do reszty to Geralt i Regis może być, a reszta niestety słaba. Scenariuszowo jest to przeciętnie, więc nie ma się czym ekscytować, ani to dobre, ani złe.
Nie warto. Ilość głupot wymyślanych przez Netflix przerasta jakiekolwiek normy. Zmieniają historię, a potem sobie nie radzą z tymi zmianami względem oryginalnej historii. Na przykład motyw z tymi monolitami, wprowadzenie Stregobora na imprezę w Thaned, cała historia Francesci Findabar jest tak z dupy i nie pasuje do historii. Próbują wybrnąć z tych głupot, bo nie pasują do historii w książce i powstają kolejne głupoty, niespojnosci. I to narasta. Przestałem oglądać jak do zamku w Montecalvo przybyli wiedźmini aby szkolić czarodziejki.
Czarodzieje i przedstawienie magii to błędy poprzednich sezonów, w które Netflix brnie dalej. Cała ta obrona Montecalvo jest w pewnym stopniu zrzynką z Harrego Pottera, nawet źli czarodzieje przypominają śmierciożerców. Sam Volgefortz to teraz jak połączenie Voldemorta z odrobiną Saurona, a Dżenefer ma tutaj moment niczym sam Harry Potter, więc jeśli sprawy pójdą tak dalej to będzie beka w 5 sezonie. xD
O wiedźminach szkolących czarodziejki szkoda wspominać, wszystkie fragmenty z nimi to kiepska kalka z Dzikiego Gonu.
Co do scen z Geraltem i Regisem wydają się w porządku w porównaniu do czarodziejów i czarodziejek, choć jest tutaj też sporo nieścisłości. Natomiast można być bardziej rozczarowany Jaskrem, który wypadł tutaj słabo, podobnie jak Milva, no i tym jak beznadziejnie przedstawiono w tym serialu gnoma Percivala i kolejny raz krasnoludów w tym przypadku Zoltana, a samo ich pożegnanie z kompanią Geralta to jakaś kpina.
Z szczurami to jest chyba jeszcze gorzej, postacie nie ciekawe, nawet głupkowate, same sceny są straszna nude i do tego scenografia jest tam najbardziej tandetna. Natomiast w mojej opinii warto poczekać na Bonharta...
Niestety bardzo słabiutko. Twórcy dalej nie rozumieją postaci i relacji między nimi. Zdychające szczury nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, bo też scenarzyści jeszcze nie odkryli, że aby widz poczuł jakieś emocje po śmierci postaci to musi najpierw zbudować z nim tą więź. No niestety... Leo Bonhart niestety wyszedł jak bardzo stereotypowy świr, jarający się agresją. W książce ten typ budził respekt i do czasu Zazdrości, trochę niewiadomo było czego można się po nim spodziewać. Tymczasem Netflix postanowił zrobić mały spoiler z jakimś wydumanym wiedźminem xD Dorzuciłbym jeszcze te idiotyzmy ze zjednoczonymi czarodziejkami z Loży, biegającym Emhyrem z mieczykiem po dworze, Yennefer pokonującą Vilgefortza czy położoną bitwą o most. Dobrze że twórcy potrafią pisać lepiej niż Sapkowski bo moglibyśmy dostać jakąś scenariuszową szmirę...