Jestem w połowie serialu i mam coraz większe poczucie straconego czasu. Postacie mdłe, problemy naciągane, wątek morderstwa przykryty naiwną soap operą.
Mdle postacie? Celeste i Perry to mistrzostwo, tak samo relacje Madeline i Eda, wszystko to świetnie zagrane. Może wątek kryminalny jest nieco przewidywalny, ale cała reszta mistrzostwo. Nie wspominając o takich perelkach jak zdjęcia i muzyka.
A gdzie widzisz tam soap operę?
[spojler w tresci wpisu]
Gdyby scenariusz z bogatej Kalifornii przenieść na Pragę, byłyby niestrawne trudne sprawy.
Ot grupa nudzących się niepracujących matek żyje intrygami szkolnymi i życiem byłego.
Jedną mąż leje (patologia), inna nie zna ojca własnego dziecka (patologia), trzecia pracuje i knuje jak jej pozostałe zazdroszczą, czwarta ukradkiem ukatrupia największą szuję. Następnie cała gromadka żyje sobie dalej w zgodzie.
Serię naiwnych intryg zaczęła scena, w której w prestiżowej szkole nauczycielka urządziła publiczny lincz na nowym uczniu za rzekome pobicie. Bez próby wyjaśnienia sprawy. W pierwszym czy drugim odcinku, a wiec wiadomo, ze coś tu jest nie tak.
Potem pół odcinka chorych ambicji o tym, jak Bonnie zaprowadziła córkę Madelane do ginekologa. Klan albo Na dobre i na zle a nie superprodukcja HBO.
Przesłodzony mąż/partner Madeline.
Rywalizacja o kinder bale.
Plus aktorstwo rodem z komedii romantycznych Może poza Laurą Dern.
Serial nienajgorszy na zabicie nudy. Jednak aplauz i ekstaza mocno przesadzone.
Porównanie do "Trudnych spraw" to w jakiej dziedzinie? Fabuły, aktorstwa? Nie mogę się doszukać podobieństwa. Może w takim razie każdy film traktujący o problemach matek i żon wrzucimy do worka "trudnych spraw" ponieważ można go przenieść na Pragę... żenujące porównanie.
"Serię naiwnych intryg zaczęła scena, w której w prestiżowej szkole nauczycielka urządziła publiczny lincz na nowym uczniu za rzekome pobicie." Obśmiałam się, bo jak inaczej wyjaśnia się sprawę jeśli nie właśnie pytając dziecko kto je pobił?