Nie jestem fanem seriali, i nie znam zbyt wiele poza tymi "najlepszymi" (walking dead, brekaing bad itd) ale ten serial mnie rozwalił.
bezsenna noc , włączam tv , przez przypadek wklepalem zly numer na pilocie i zamiast na 4fun tv, wlecialem na eske i widze jakiegoś porabanego gościa który gada z maskotką , ale ta maskotka myśli że jest psem :D, no dobra myśle sobie WTF.
ale nie mogłem przestać oglądać, 2 odcinki zlecialy jak 15 minut. a kolejnego dnia całe 3 sezony, chyba z 13 godzin na kompie siedziałem oglądając wilfreda.

najlepszy serial wszechświata, pomimo jego świrowatości jest wciągający i bardzo ciekawy, a niektóre nagłe odkrycia , zmiany, czy fakt że NIGDY nikt nie mógł wiedzieć czy akurat to zrobił wilfred czy nie (naprapwde ciężko było) , czynią moim zdaniem ten serial NAJLEPSZYM
jaki w życiu oglądałem.

pomimo tego gadającego psa , to serial jest bardzo życiowy: ukazuje nieszczęśliwego człowieka , który w pewnym momencie sięga po ostateczność(tak naprawdę samobójstwa wcale nie są takie super rzadkie), który jest chory psychicznie, i jego mama też (choroba dziedziczona), który(
zupełnie jak to w dzisiejszych czasach) płaszczy się dla uroczej dziewczyny bo myśli że ją zdobędzie. podczas gdy ona wychodzi za mąż.

może przesadzam, ale odkąd zobaczyłem ten porąbany serial, wszystko inne co do tej pory oglądałem wydaje mi się być po prostu kupą gówna zrobioną dla debilnych mas, zasysających każdy gram gówna podanego w dzisiejszej TV
@EDIT: jestem też rozczarowany jak bardzo spada oglądalność wilfreda.