Niby jest tu wszystko czego gracz potrzebuje: w miarę ciekawa fabuła, otwarty świat, świetny system walki, przedmioty do szukania i sporo misji pobocznych [które głównie ograniczają się do powtarzania tych samych czynności]. Czegoś mi jednak brakowało, nie bawiłem się tak dobrze jak przy Arkham City [choć zdecydowanie lepiej niż przy Origins]. Nie wiem z czym mam problem, może mi się to już po prostu opatrzyło, kolejny raz w zasadzie otrzymujemy to samo. Nie porwał mnie też najwyższy poziom trudności który jest zbyt prosty. Pecetowa wersja miała spore problemy ze stabilnością, rok po premierze na moim GTX 970 śmiga w 60 klatkach na najwyższych ustawieniach wyłączywszy oczywiście bajery Nvidii.
Nie jest to zakończenie serii z przytupem, bardziej mi tu śmierdzi odrobieniem pańszczyzny. Może Rocksteady obraziło się na Warner Bros. za odsunięcie ich od Origins i zrobiło grę jedynie przyzwoitą? Arkham Knight bublem nie jest ale hitem na pewno też nie.