Zachęcony rewelacyjnym trailerem wręcz paliłem się żeby zagrać w tą grę. I niestety ... zupełnie do mnie nie trafiła, klimat z trailera ulatnił się dla mnie po kilku minutach. O dobrze zrobionej i ciekawej grze potrafię myśleć nawet przed zaśnięciem, tak samo jak o ciekawej książce. W Dead Island mnie nic nie urzekło, po wyparowaniu trailerowego klimatu została nudna sieczka.
A moim zdaniem to właśnie o zrobienie dobrej jatki chodziło :) Gra nie oferuje skomplikowanych wyborów moralnych, nadmiernie wciągającej fabuły ani złożonego systemu rozwoju postaci - ale za to można wycinać hordy zombie za pomocą całej masy różnorodnego oręża, popijając przy tym drinka z parasolką ;) Ja podszedłem do tej gry w taki właśnie sposób, i spędziłem przy niej kilkaset (!!!!!!!!!) godzin wypełnionych wyśmienitą zabawą w rozwalanie chodzącym truposzom czerepów, ucinanie kończyn tudzież rozsmarowywanie wspomnianych delikwentów na asfalcie :) Od czasu Severance: Blade of Darkness marzyłem o takiej gierce, i się pojawiła :) I to polskiej produkcji :) Nic, tylko brać maczetę w dłoń i grać :)
Chyba po prostu padłem ofiarą trailera. Następnym razem postaram się mniej sugerować materiałami promocyjnymi :)
Miałam identycznie. Zapowiedź była naprawdę dobra i kiedy poszłam do empiku, aby kupić tą grę, nie przejmowałam się, że wydaję na nią, aż 140 zł. Myślałąm, że to dobry zakup, ale niestety dla mnie bardzo słąba gra. Nudna. Cały czas tylko rozwalasz zombiaków nożami. Jedynie co może zaciekawić to chyba tylko ucinanie kończyn przeciwnikom, ale mnie to raczej nie zbyt bawi. Żałuje kupna tej gry. Może poprostu preferuję inny typ gier.
Mam tak samo. Cieszę się tylko, że ze znajomymi mamy kilka wspólnych kont na Steamie i nie musiałam płacić ani grosza, grałam pół dnia i już wiem, że tej gry nie kupię za te 70 zł. Jest warta góra 30 zeta. Nudna sieka, z infantylnymi questami (w grze można znaleźć narkotyki, ale napotkana 30 letnia kobita życzy sobie pluszowego misia...). Nawalamy cały czas te same zombiaki, głownie baby w strojach kąpielowych lub abnegatów w bojówkach (lubię bojówki, ale kto na tropikalnej wyspie nosi bojówki...). Ekonomia gry jest zerowa, wszystkiego w nadmiarze i do tego się respawnuje (na upartego można wbić 15 lvl nie ruszając się z plaży). Realizm taki sobie, dużo umownych rzeczy - chociażby ciągle ci sami wrogowie (wysportowani ludzie po 30, z rzadka jakiś grubas, grubej baby jeszcze nie spotkałam; nie ma dzieci; nie ma zwierząt, nie ma geriatyków). Questy "idź tam i przynieś mi to" to stały element gier rpg, ale można to chyba jakoś ciekawiej przedstawić...
Interfejs mało intuicyjny, toporny; jazda samochodem nadaje się do wywalenia, źle dopracowane, ciężko wkurzające dziadostwo. Nie można robić save'a - są, nazwijmy to, checkpointy. Gra zapamiętuje postęp, ale po loadingu możesz się znaleźć nawet na drugim końcu lokacji. Lepiej się już grało w Resident Evil 1 na psx, dziesięć lat temu.
Jeśli chodzi o tryb coop, to większy fun jest w L4D 1, bez kitu.
Rozumiem, bo to co pokazał trajler słabo się ma do problematyki w grze. Nie przeszkodziło to jednak grze być jedwabistą.
Jak dla mnie giera całkiem w porządku. Trudna ;) a może po prostu survival z prawdziwego zdarzenia... w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać gdzie tu się włącza god mode, a to nie zdarzyło mi się baaaardzo dawno... zwyczajnie utknęłam - bez forsy i z badziewną bronią, heh, na szczęście na początku drugiego rozdziału - zaczęłam jeszcze raz i już nie popełniłam poprzednich błędów. Z pewnością któregoś dnia do niej wrócę.