Nie było jakoś wybitnie złe, choć trochę za proste. Brakowało mi pewnego rodzaju dramaturgii, której to doświadczyliśmy choćby w poprzedniej części (śmierć Baldura). Ogółem to odnoszę wrażenie po skończeniu Ragnaroka, że to właśnie Baldur był najlepszym antagonistą w tej dwuczęściowej historii. Heimdall był niezły, ale to dalej nie to samo. Thor był taki trochę...nijaki. Spodziewałem się po nim znacznie więcej, finałowa walka powinna być dłuższa, bardziej epicka i brutalna. Odnoszę wrażenie, że w samej końcówce zmiękczyli te postacie - zarówno Thora, jak i Odyna. Odyn w zasadzie przez całą grę ani razu nie wywarł na mnie wrażenia w stylu "To najpotężniejszy nordycki bóg". Mógł chociaż pokazać, że potrafi zrzucić te maskę poczciwego sympatycznego staruszka, a gdzieś w głębi uwolnić wściekłego szaleńca, którym tak naprawdę był. Nawet w momencie w którym zabił Thora nie byłem tym jakoś mocno zaskoczony. Miałem nadzieję do samego końca na jakąś transformację w olbrzyma, cokolwiek, ale nie. Przez całą grę był to jedynie niczym nie wyróżniający się staruszek, który co najwyżej zaskoczył z przemianą w Tyra i zabiciem Broka. Liczyłem jeszcze na to, że jeżeli Kratos zabije Thora, wtedy jego córka będzie pałać zemstą, co w pewnym stopniu mogło otworzyć furtkę na kolejną część. Nie zrobili tak, bo musieli zmieścić się we dwóch. Szkoda, zwłaszcza, że bardzo lubiłem momenty pomiędzy Atreusem a Thrud. Wątek Angrbody mógł zostać tak naprawdę skasowany, jedyna postać w tej serii, która jakoś w ogóle mnie nie obchodziła. No a co do śmierci Broka, szkoda że Sindri skończył w taki sposób. Zdecydowanie największy przegrany tej historii.