Ricardo Diazz -uwielbiam scenki z nim ^^ a jak zabawnie się denerwuje :)
Resenberg też jest ok.
No i rzecz jasna Tommy :)

Lance^^ mimo że zdradliwy sukinsyn to jednak ma fajny charakter^^
Rosenberg mnie wkurza
Cortez i Carrington byli poko, nienawidzę za to Sonny'ego.

Cortez, zabawny choleryk, no i Avery - Texas Ranger:)

Mitch Baker-szkoda że go tak mało:D.

Sorki, chodziło mi o Diaza. Ale za to dobry jest wątek z Mercedes;)

Rosenberg najlepszy. Parodia prawnika-ćpuna z Życia Carlita :)

Tommy, Kent Paul i Rosenberg

Chyba Cortez. Wydaje mi się "najspokojniejszą" postacią. I czuje się w nim coś takiego, co budzi do niego respekt. Na drugim miejscu Tommy, chociaż nie zapominam o jego kryminalnym życiorysie.

A z kolei najbardziej nie lubię Lance'a. Powodu nie muszę chyba podawać. Zdradliwy s*****syn. Dał się przekupić Sonny'emu. Gdyby nie to, mógłby być moją ulubioną postacią. Niestety, twórcy zadecydowali, że będzie inaczej.

Tommy Vercetti zajebista postać jak dla mnie najlepsza z całej serii GTA oraz Ken Rosenberg

Phil, od niego dostawało się fajną pukawkę :)

Ken- najzabawniejsza postać w grze. Także w San Andreas rządzi.
Tommy- zdecydowanie większa charyzma niż CJ.
Paul z Kent - rownież śmieszna postać.

Pułkownik Cortez. Jest w nim coś co budzi respekt, i mimo wszystko pozostaje najwierniejszym druhem Tommy'ego. Rosenberg mnie tylko i wyłącznie wkurzał.

A, jeszcze Avery. Zapomniałem.

No poza Tommy'm Vercetti, moim ulubionym bohaterem GTA, to zdecydowanie Ken Rosenberg, w porządku charakter i najbardziej zabawny

Lance Vans :).

Vans to buty...Lance Vance nudny był imo

Lance, zdrajca, ale przez całą grę mój ulubiony bohater. Potem Avery i Tommy na drugim.

Rockstar ma dar do tych zdrajców, trudno ich nie lubić. W Vice City uwielbiałem Lanca, a w San Andreas z kolei najbardziej polubiłem Rydera.

Tommy i Phil Cassidy

Poza głównym bohaterem, moim idolem? Powiem Ken Rosenberg, był w porządku i przesmieszny

Fernando Martinez

postacie są słabe w tej części najciekawszy chyba ten Phil co mu rękę urwało

Umberto Robina może jeszcze