Lands of Lore: Throne of Chaos
Po sukcesie trylogii Eye of the Beholder panowie z Westwood stworzyli nowe dzieło. Tym
razem odeszli od Forgotten Realms, zabierając nas w podróż do własnego
(nienazwanego) świata fantasy - do zamku Gladstone i jego okolic. Witajcie w grze Lands
of Lore: Throne of Chaos.
Wiedźma Scotia nawet ze swoją armią orków nie była w stanie zdobyć twierdzy Gladstone i
pokonać dobrego króla Ryszarda. Jednak teraz, po wielu latach poszukiwań, znalazła
pierścień, który umożliwia jej metamorfozę w dowolną istotę. Dzięki temu pierścieniowi
stanie się niepokonana. Na szczęście szpiedzy Ryszarda odkryli to w porę i jest czas na
reakcję. Teraz jeden z czterech najbardziej zaufanych ludzi Ryszarda musi powstrzymać
Scotię.
I właśnie cztery postacie do wyboru ma gracz. Czarodzieja Ak'shela, wojownika o imieniu
Michael, Kierana - mistrza broni dystansowych i uników - oraz Conrada, który nie jest w
niczym ekspertem, ale to postać wyważona - w każdej ze zdolności spisuje się on średnio,
jednak w niczym nie jest beznadziejny. Przy wyborze postaci nie możemy ingerować w jej
współczynniki, zmienić jej głosu, portretu czy płci. Takie rozwiązanie może znaleźć
zwolenników, choć domyślam się, że większość graczy nie będzie tym zachwycona.
Gra jest typowym tytułem pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. To klasyczny, drużynowy
dungeon crawler z widokiem FPP. Drużynowy, jednak nie mamy żadnego wpływu na to, kto
będzie w naszej drużynie. Pomocników dostajemy niejako z przymusu, a to, kto nam w
odpowiedniej chwili towarzyszy, jest uzależnione od naszych poczynań fabularnych. Jednak
kompani to nie tylko portrety na ekranie - każda z postaci ma własną osobowość.
Bohaterowie często ze sobą dyskutują, rzucają uwagi w odpowiednich sytuacjach,
komentują napotkane postacie i miejsca. Czasem naprowadzą gracza na to, co ten ma
zrobić, czy też podpowiedzą ważną wskazówkę, jednak nie ma możliwości uczestniczenia w
tych rozmowach (nasza postać robi to sama).
Podróżujemy głównie po lesie, jednak ma on postać labiryntu. Można się poczuć jak w
zielonych podziemiach. Mnie bardzo psuło to klimat. Do sterowania za pomocą strzałek na
panelu kontrolnym (jak w Beholderach; brak pełnego 3D) trzeba się przyzwyczaić, jednak o
ile w klimatycznych, ogromnych jaskiniach i komnatach to nie przeszkadza, o tyle w lesie
irytuje. Niemal wszystkie bowiem rejony lasu wyglądają tak samo. To typ obszaru, z którego
gracz chce jak najszybciej uciec i dostać się do jaskiń czy innych zamczysk i lochów. Te zaś
są bardzo ładnie wykonane, pełne szczegółów (jak na tamte czasy), mają ciekawe,
przemyślane układy labiryntów. Muzyka w tych miejscach także jest odpowiednia - mówiąc
krótko: to bardzo klimatyczne lokacje. Klimatyczne, ale także bardzo niebezpieczne: pełno w
nich pułapek, zapadni, dźwigni, ukrytych przejść i innych niespodzianek. Co ciekawe, część
z nich jest zaznaczona na mapie. Można to uznać, nie grając w grę, za ułatwienie, jednak
nawet z tą podpowiedzią gracz często nie wie, co z daną pułapką zrobić, jak ją ominąć,
usunąć. Bardzo często trzeba kombinować, czy to rozwiązując logiczne łamigłówki, czy też
poprzez odpowiednie wykorzystywanie posiadanych przedmiotów. No i jak napisałem - nie
wszystko jest na mapie pokazane. Lands of Lore to dosyć trudna gra, jak na
współczesnego gracza. Obecnie nie produkuje się tak trudnych tytułów. Gra bowiem nie
tylko podnosi wysoko poprzeczkę, stawiając na drodze bohatera i jego towarzyszy ogniste
pułapki i zapadające się podłogi. Bardzo ciężko walczy się także z napotkanymi monstrami.
Walka odbywa się w czasie rzeczywistym, co doprowadzało mnie często do białej gorączki.
Jestem wielkim przeciwnikiem bitew w czasie rzeczywistym w grach cRPG w trybie FPP, a
przynajmniej braku możliwości wyboru pomiędzy real time a systemem turowym. Nie jest
bowiem rzeczą łatwą ani przyjemną atakowanie szybko po kolei dwoma wojownikami i w
międzyczasie rzucanie zaklęć magiem! Trzeba wybrać postać, potem zaklęcie i na końcu
poziom mocy! To zajmuje czas, czas, który może kosztować życie naszych podopiecznych.
Tak więc jest trudno, bardzo trudno, potwory spotykamy często w dużych grupach (czytaj:
przynajmniej trójkami - a to spore wyzwanie), zadają obrażenia celniej, w dodatku mają
brzydki zwyczaj atakowania z boku lub od tyłu. Leczyć zaś możemy się za pomocą zaklęć i
mikstur. Odzyskamy zdrowie również wówczas, kiedy nasza drużyna pójdzie spać, jednak
podobnie jak np. w grach Black Isle, podczas odpoczynku często jesteśmy atakowani.
Dwa słowa o rozwoju postaci. Jest on bardzo zbliżony do tego z cyklu The Elder Scrolls.
Nasza postać staje się lepsza w tej umiejętności, której często używa. A te umiejętności to
tylko Walka wręcz, Umiejętności złodziejskie oraz Magia.
Gra jest jednak całkowicie liniowa pod względem fabularnym, gdyż o czymś takim jak
zadania poboczne można zapomnieć. Bardzo dobrze, że chociaż część z tych
obowiązkowych, można wykonać na kilka sposobów. Także w przypadku spotkań z NPCami
często mamy wybór działań - np. spotykając zbójców decydujemy, czy ich atakujemy, czy
spróbujemy się podkraść, czy na razie się oddalimy. Na wszelkie dialogi gracz nie ma
wpływu.
Czas na technikalia. Grafika jak na 1993 rok jest bardzo ładna. Nie powinna przerazić
nikogo oprócz dzieci Risena, Wiedźmina i Dragon Age'a. Pod tym względem gra pokonuje
sporo tytułów nawet o kilka lat od niej młodszych. Bardzo ładnie wyglądają portrety, nie
można także przyczepić się do ekwipunku. Dźwięk? Nie najlepszej jakości, ale i tak nie jest
źle, jak na tytuł sprzed niemal 20 lat. Bardzo dobrze sprawuje się za to muzyka. Jest
odpowiednio dopasowana do miejsc, w których się pojawia, znacznie poprawiając tzw.
klimat gry. Także głosy aktorów są świetnie dobrane.
Jednak po pewnym czasie Lands of Lore zaczyna nużyć. W tamtych czasach był to tytuł
uznawany za arcydzieło, dziś już nieco się zestarzał. Jednak ci, którzy grali w Might & Magic
czy Wizardry powitają Lands of Lore jak starego dobrego znajomego. Pozostali? Pewnie
szybko wyłączą, ale może warto dać szansę. To jeden z najważniejszych tytułów w historii
gatunku, wypada choćby nieco z się z nim zaznajomić.