PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10000941}
7,5 13  ocen
7,5 10 1 13
Northern Journey
powrót do forum gry Northern Journey

Northern Journey jest dla mnie jednym z arcydzieł sceny gier niezależnych. Dzieło jednego człowieka, który zrobił tutaj niemal wszystko – od tekstur, dźwięku, muzyki, po programowanie, level design, modele itd. Jednoosobowa orkiestra, która grała w moim guście. W ostatnich latach nie dostałem tak interesującej pierwszoosobowej gry akcji/FPS. Northern Journey pochłonęło mnie niczym ten wir w jednym z poziomów. Dla tej gry zarwałem kilka nocek, pomimo zmęczenia wieloma sprawami codziennymi i w sumie nawet cieszę się, że szybko jej nie przeszedłem, tylko ją dawkowałem, bo polubiłem ten szaro-bury, ponury, majestatyczny świat Północy.

Gra to w sumie FPS. W głównej mierze będziemy pozbywać się wrogów na odległość mając do dyspozycji kilka wariacji kusz, procę, łuk, toporki, włócznie oraz kilka innych śmiercionośnych broni. Każda ma swoją siłę, zasięg, czy szybkość przeładowania/strzału. Niekiedy wrogowie podatni są bardziej na dany typ broni, dlatego trzeba obserwować i rotować bronią, aby jak najbardziej efektywnie pozbywać się wrogów. A tych jest cała rzesza. Dostajemy wiele wariacji pająków, przerośniętych owadów, gadów, zjaw, czy fantastycznych potworów. W żadnej innej grze nie spotkałem się z tak banalnymi, ale ciekawymi przeciwnikami. Wcześniej nigdy nie strzelałem do przerośniętych nartników, trzmieli, komarów, czy kleszczy. Te ostatnie potrafiły napsuć krwi i spowolnić naszą wędrówkę – ogólnie bardzo fajnie je przedstawiono. Podobnie te cienkonogie pająki. Twórcy gier zazwyczaj robią potwory jak najbardziej monstrualne i przerażające a tutaj dostajemy po prostu większe wariacje tych stworzeń, które niekiedy wyglądają jakby się miały na tych nóżkach połamać. Ogólnie przeciwnicy to duży plus, tak jak miejscówki, w których nas atakują i które przemierzamy. Bagna, doliny, przełęcze, wzgórza, jaskinie, mroczne, podwodne otchłanie, lodowiec i kilka innych – każda ma swój urok (i motyw muzyczny). W żadnej innej grze nie wędrowałem wąskimi ścieżkami tak wysoko a zjeżdżanie tyrolką było mega satysfakcjonujące, podobnie jak te wszystkie mechanizmy, które niekiedy przenosiły nas wyżej lub po prostu dalej. Do wyboru, do koloru. Niekiedy będziemy wracać do poprzednich krain, aby otworzyć coś, czego wcześniej nie potrafiliśmy, ale to nie do końca jest backtracking, bo powracamy zazwyczaj nowymi ścieżkami. Na dalszym etapie gry tego już praktycznie nie ma – wędrujemy przed siebie.

Walka z przeciwnikami wygląda podobnie – zazwyczaj musimy się szybko poruszać i eliminować wrogów. Niekiedy jest ich cała chmara a nasz broń nie jest tak szybka jakbyśmy chcieli. Niemniej żaden z przeciwników nie sprawi na dłuższa metę problemów.
Fabularnie gra jest wyłącznie pretekstem do eksploracji tych fantastycznych krain, więc pod tym kątem nie ma się po co nastawiać na jakieś nieprzewidywalne zdarzenia.

Oprawa graficzna stylizowana na produkcje z początku wieku jest po prostu świetna i klimatyczna. Do tego uderza nostalgią i przywołuje wspomnienia z czasów, gdy było się młodszym i łykało taką grafikę bez popity ciesząc się, że gra w ogóle chodzi na ówczesnym kompie. Dźwięk i muzyka są wysokiej próby. Technicznie z grą nie miałem też jakichkolwiek problemów. Wczytywała się szybko, podobnie jak szybko można było ją wyłączyć. Nie przycinała, nie crashowała itp.

Ogólnie jedyną wadą dla mnie jest przeciągnięte zakończenie. Nie będę spojlerował, ale po wizycie na lodowcu jak dla mnie gra mogłaby się skończyć a tak jeszcze przyjdzie nam wędrować w głębinowych labiryntach. Niekiedy też możemy zaciąć się na przeszkodzie – teksturze a w ferworze walki często wpadniemy do wody i toniemy, co kończy się wczytaniem ostatniego zapisu.

Ogólnie Northern Journey trafiła w moje gusta. Spodobała mi się i jest to dla mnie gra rewelacyjna. Teraz czekam na kolejną grę od tego twórcy, którą kupię w ciemno. A Northern Journey wart jest spokojnie swojej pełnej ceny. Zdecydowanie warto.