Randy w "Krzyku 3" powiedział, że w trzecich częściach zawsze wraca się do początku i podważa prawdę. Ta dewiza sprawdza się również w serii Silent Hill. Po pamiętnej i doskonale zapisanej w pamięci graczy dwójce przyszedł czas na trójkę i powrót do korzeni Cichego Wzgórza. Czy trójka sprostała oczekiwaniom i okazała się czymś więcej niż tylko odgrzewanym kotletem?
Tym razem wcielamy się w Heather. Normalną dziewczynę, która podczas wizyty w centrum handlowym, spotkała nieznajomego. Od tamtej pory jej życie zamienia się w koszmar.
Fabuła rozwija motyw kultu "The Order" i jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej części. Do obcowania z trójką niezbędna jest znajomość pierwszej części. Ja przeszedłem najpierw SH3 bez znajomości poprzednika i mimo, iż zrozumiałem motyw przewodni, tak naprawdę w pełni doceniłem tę odsłonę dopiero po ukończeniu jedynki z 99. Sama historia jak przystało na Silenta jest intrygująca i wymaga myślenia. Tak jak poprzednio mamy dużo symboliki i dopiero po wymagających analizach znamy właściwy stan rzeczy. Chociaż fabuła jest bardzo dobra i serwuje nam kilka porządnych twistów w trakcie rozgrywki, tak prezentuje się blado przy kultowej dwójce. Przygoda Jamesa Sunderlanda grała na naszych uczuciach i wpędzała nas w stany poddepresyjne. Tutaj również mamy dramaturgię, ale nie jest ona aż tak rozbudowana. Dużym atutem jest sama Heather, która moim zdaniem jest najlepszą i najbardziej charyzmatyczną bohaterką serii. Za jej wiarygodność i grę aktorską należy się Oscar i pewnie by go dostała, gdyby nie fakt, że jest tylko kapitalnie napisanym modelem 3D. Równie przyzwoicie prezentują się bohaterowie drugoplanowi. Moim faworytem jest Vincent - typ z mimiką Jokera. Cynik i materialista, który zachowuje się jakby cały czas prowadził z nami grę.
Ciche Wzgórze 3 wywiązuje się mistrzowsko w pokazywaniu chorych (i tu się również ciśnie wulgarne słowo na "P") rzeczy. Pomysłowości twórcom zazdrościłby sam Beksiński razem z Salvadorem Dalim. Team Silent musiało coś wciągać grubymi krechami przy tworzeniu tej odsłony. Jak inaczej wyjaśnić Valtiela kręcącego zaworami w towarzystwie zwisających... dziewczynek? Albo macicopodobnego stwora, blokującego nam wyjście z budynku? Takich rzeczy można mnożyć, a im dalej jesteśmy w grze tym bardziej szalona wydaje się być. Design artystyczny został tu podniesiony do rangi prawdziwej sztuki! Jedynka, choć również działała na banię, tak przy tym co uświadczymy tutaj, wydaje się być bardzo grzeczna. Apogeum szaleństwa zostaje osiągnięte w szpitalu, a to co się tam dzieje jest ziszczeniem mokrego snu każdego psychopaty. Co najlepsze SH3 nie epatuje sadyzmem i forma jest zachowana w granicach dobrego smaku.
Na uwagę zasługuje również bestiariusz. W tej części design artystyczny potworów osiąga apogeum i moim zdaniem, SH ma najbardziej schizowe monstra w całej serii. Mamy pełzającego Slurpera, czyli okaleczonego człowieka z głową... Świnii? Mrówkojada? Jest również Pendulum czyli dwa połączone torsy poruszające się na szczudłach. Oczywiście to jest wciąż Silent Hill i nie mogło zabraknąć pielęgniarek. Te są jeszcze bardziej upiorne niż poprzednio za sprawą ciemnych włosów opadających na twarz - widać inspiracje Ringiem i innymi Klątwami. Również muzyka która im towarzyszy może doprowadzić niewprawionych graczy do paniki. Monstra są tutaj również trudniejsze do zabicia. Nie ubijemy ich już kilkoma uderzeniami dechą. Niektóre z nich potrafią również udawać martwych i zaatakować nas dopiero jak odwrócimy się do nich plecami. Ten zabieg bardzo winduje poziom trudności w górę i muszę przyznać, że Silent Hill 3 jest trudniejszy od swoich poprzedników.
Cieszy mnie również fakt, że walka została poprawiona. Chociaż nadal nie ma rewelacji to nie jest już ona tak paralityczna jak w jedynce.
W obsadzie Team Silent nie mogło również zabraknąć Akiry Yamaoki. Japończyk podobnie jak poprzednio, stanął tu na wyżynach swoich umiejętności. W dwójce najbardziej polubiłem utwory melancholijne, tak uważam, że trójka ma najlepsze dark ambienty. Utwory świetnie uzupełniają się z szaleństwem toczącym na ekranie i potrafią napędzić porządnego pietra. Surowa muzyka często jest okraszona jękami, niezidentyfikowanymi odgłosami zwierząt, wyciem psów a nawet... dziecięcym płaczem. Kawałkiem wyjątkowo godnym uwagi jest Stray Child.
Trzecia część Cichego Wzgórza tylko potwierdza fakt, że Japończycy z Team Silent mają nierówno pod deklem - oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Po raz kolejny dostarczyli tytuł, który pomógł nadać gatunkowi survival horrorów tożsamości. Szkoda tylko, że tak niewiele współczesnych gier zbliża się do poziomu, jaki reprezentowały pierwsze Silenty i wolą być zwykłymi symulatorami chodzenia. Silent Hill 3 jest majstersztykiem audio-wizualnym i nie mam pojęcia do czego się przyczepić. Może do fabuły, bo jest tylko bardzo dobra? Niestety, po 3-jce seria już nigdy nie powróci do takiego poziomu psychodelii jaki uświadczyliśmy tutaj. Mimo iż uważam SH4: The Room za tytuł bardzo dobry, tak złota era tej serii powoli przemija.
Moja ocena 10/10
Majstersztyk audio-wizualny.