Gra stworzona praktycznie w całości przez jedną osobą. Byłoby jednak lepiej gdyby w kilku aspektach wzięli się za robotę zawodowcy, szczególnie od animacji, czy projektowania owej nieprzyjaznej miejscówki. Zagadki są na jedno kopyto, których efektem są często powroty do wcześniejszych lokacji. Jak coś postać wykonuje, to pojawia się czarny ekran i dźwięk... Takiego pójścia na łatwiznę jest więcej. Jednak The Land of Pain nie jest kiepska grą. Jest po prostu nieoszlifowaną produkcją. Cała reszta jest całkiem przyzwoita. Klimat jest, grafika jest, muzyka podkreśla klimat. Szkoda tylko, że akcja rozciąga się na dużych obszarach, po których wędrujemy, uciekając przed zjawami. Nie ma możliwości przed nimi się schować. Ratować się można wyłącznie prostą długą. Przez takie bagna uciekamy grubo ponad minutę... Można było dużo więcej zrobić we warstwie fabularnej i inaczej poprowadzić historię. Tutaj jest opowiadana za pomocą kartek. Brakuje jednak jakichś bohaterów niezależnych a przede wszystkim voice actingu. Mimo to warto zapoznać się z ową produkcją, choć jej ukończenie to 3-4 godziny.