Jako fan pierwszej części, która była prostą opowieścią o nadziei, aczkolwiek genialnie opowiedzianą ze świetnie napisanymi postaciami, od zapowiedzi drugiej części gry powątpiewałem w sens jej istnienia. Nie dlatego, że jestem wielkim jasnowidzem, tylko dlatego, że poprzedniczka miała idealnie dopasowane ramy fabularne, w których Joel po stracie córki odzyskuje sens życia, budując relacje z Ellie. Dokonawszy wyboru ocalenia jej przed śmiercią w wyniku operacji, która rzekomo miała ocalić ludzkość (nie było na to gwarancji), nie udowandnia nam, że jest samulubnym sukinsynem, tylko fakt, że większość z nas by tak postąpiła.
Największym problemem drugiej części podczas grania z własnej obserwacji wydała mi się konstrukcja scenariusza, a konkretnie jej rozłożenie w czasie. Większość fanów domyślała się, że Joel zginie, można było się tego domyśleć już po pierwszej zapowiedzi. Nikt nie był za to przygotowany na to jak zostanie potraktowany i to w pierwszych 2 godzinach gry. Zakatowany na śmierć kijem golfowym, prawdopodobnie nie wiedząc za co, umarł ze świadomością, że Ellie jest na niego wściekła za oszustwo. Po takim obrazie wiadomo, że każdy gracz chce zadośćuczynienia, które ostatecznie nie następuje... NIGDY! Zamiast tego przychodzi niewidzialny bóg hipisów w postaci sumienia i mówi, że przemoc jest zła...I nie mówię, że takie zakończenie nie ma racji bytu. Uważam natomiast, że podłoże do niego jest zbyt płytkie.Na swojej drodze Ellie bez skrupułów morduje kolejnych ludzi i ich pieski, ale gdy dochodzi do cutscenki raptem łapią ją wyrzuty sumienia, a już na pewno wtedy, gdy dowiaduje się, że jedna z kobiet była w ciąży trochę mnie to wybiło z immersji, ale nie tu leży problem.Problem leży w postaci Abby, a dokładniej w tym, że w odróżnieniu od Ellie, Abs nie łapią absolutnie żadne wyrzuty sumienia, nawet na moment nie kwestionuje okropieńst, które zrobiła po drodze. Zamiast tego deweloperzy próbują nam pokazać jej drogę do zemsty, relacje z innymi i motyw jej zbrodni na Joelu (BTW Szczęśliwego dnia ojca ABBY).
O ile opowiedziana historia sprawdziłaby się w książce (choć rynku by nie podbiła), to w grze kluczowym elementem jest immersja, zwłaszcza jakakolwiek identyfikacja z postacią.Tymbardziej debilnym pomysłem wydaje się, żeby przez połowę gry kazać odbiorcy wcielać się w postać, do której nadal żywią chęć zemsty.Nie dziwi mnie reakcja na zakończenie, ponieważ scenariusz zdaje się poświęcać podstawowe uczucie spełnienia i zamkniętego rozdziału, na rzecz artsy fartsy zakończenia z wymuszonym, oklepanym morałem. Czego skutkiem jest to, że gracz czuje, jakuby cała gra była wielką stratą czasu. Wszyscy przegrywają, Ellie traci wszystko, a sama przygoda byłą dołująca, bez żadnych chwil wytchnienia (Nie zaliczam do tego retrospekcji z Joelem, które były zdecydowanie najlepszą częścią gry)
W skrócie o gameplayu.
Jest to ten sam gameplay jak w pierwszej części z dodanym leżeniem i unikiem.O ile w pierwszej części gry spełniał swoją funkcję i był ok, tak tutaj przy wydłużonym czasie gry i większych lokacjach szybko zaczyna nużyć, zwłaszcza, że nie wprowadzają nowych mechanik wraz z rozwojem fabuły. Więc gameplay raczej na minus...
reszta uwag:
-Grafika i animacje wiadomo, że tu nie zawiedli
-Level design Jeden z najlepszych jaki widziałem w ostatnich latach
-Wszystkie nowe postacie są beznadziejnie napisane i niecharyzmatyczne...
-... z wyjątkiem Jessiego, Yiary i Lev
- Etap z kultystami to jedna z lepszych części gry
"umarł ze świadomością, że Ellie jest na niego wściekła za oszustwo." nie jest to prawda, pomijasz jedną z najbardziej emocjonujących retrospekcji z samego końca gry w której Elle w rozmowie z Joelem mówi "Nie wiem czy kiedykolwiek Ci wybaczę... Ale zamierzam spróbować." stąd nasuwa się pytanie, czy aby na pewno przeszedłeś grę?