Oczywiście wzruszająca jak cholera, najbardziej śmierć Ducka mnie poruszyła, autentycznie
miałem łzy w oczach. Klimat nieziemski, drugi rozdział i farma St. John, miazga

ale jakieś takie to wszystko... sam nie wiem miałem już dosyć tego darcia mordy, kłótni,
krzyków, czułem się jakbym oglądał jakieś horror reality show... zamiast coraz bardziej
wczuwać się w relacje z bohaterami, miałem ich od 4 epizodu dosyć, do tego wybory trochę
naciągane, teraz czytam solucję, co by było jakbym wybierał inaczej i widzę, że dupa - Carley
tak czy siak by zginęła, ucięcie ręki też nic by nie dało, Omid zawsze wskoczy do pociągu, jedno
zakończenie, itd itp...

W sumie Fahrenheit zrobił na mnie kiedyś dużo większe wrażenie, choć od połowy miał
beznadziejną fabułę. Walking Dead jak dla mnie 8+/10.